W Moskwie do teatru w ogóle można iść w ciemno, na każdy spektakl. Czy to wielki Lenkom (Moskowskij Tieatier imieni Lenińskogo Komsomoła), czy sławny MChAT (Moskowskij Chudożestwiennyj Akademiczeskij Tieatier imieni A.P. Czechowa), czy modny Warsztat Piotra Fomienki, czy też moja ulubiona maleńka eksperymentalna Tabakierka prowadzona przez świetnego aktora i reżysera Olega Tabakowa - im wszystkim, cokolwiek by wystawiały, z reguły wychodzi klejnot - pisze Wacław Radziwinowicz w Gazecie Wyborczej.
Księgarnia Moskwa przy eleganckiej ulicy Twerskiej prowadzącej od Kremla do legendarnego Dworca Białoruskiego zamyka się dopiero o pierwszej w nocy. Ale nawet po północy trudno przecisnąć się przez tłum kartkujących tom za tomem klientów. Kto powiedział, że Rosja to kraj szalejącej cenzury, zakręconych ciężką łapą czekistów śrub? O tym, że to nieprawda, przekonują moskiewskie księgarnie. Tam na półkach prawdziwa Arka Noego. "Archipelag Gułag" Aleksandra Sołżenicyna, książki o łagrach i zbrodniach NKWD, a obok zachwyty nad osiągnięciami Stalina sąsiadujące z biografią jego ulubionego - do pewnego czasu, bo potem rozstrzelanego - szefa NKWD Nikołaja Jeżowa, z opisem jego okrucieństw i figli z chłopcami z baletu (przodującego zresztą na świecie do dziś). Całe serie literatury religijnej, a tuż obok wszelka ezoteryka, wyznania jasnowidzów, przepowiednie magów. Bogactwo i różnorodność ogromna. Dwadzieścia parę lat temu za tak�