Inne aktualności
-
Warszawa. Rusza IX Konkurs „Klasyka Żywa” 03.02.2023 14:26
- Kraj. Dziś pierwsza rocznica śmierci Jarosława Marka Rymkiewicza 03.02.2023 13:24
-
Bydgoszcz. Pogrzeb Leonarda Pietraszaka - 7 lutego 03.02.2023 13:23
- Słupsk. Spór o „Boeing, Boeing”. Sztuka konkurencji dzieli Nowy Teatr i filharmonię 03.02.2023 12:34
- Kalisz. „Idzie skacząc po górach” Teatru im. Bogusławskiego najciekawszym odkryciem repertuarowym w konkursie „Klasyka Żywa” 03.02.2023 12:17
- Katowice. „Chciałem być" z Łodzi i premiera „Tigergirls" na finał 16. Katowickiego Karnawału Komedii 03.02.2023 11:27
- Bydgoszcz. Teatr Kameralny im. Leonarda Pietraszaka? Propozycja w hołdzie aktorowi 03.02.2023 10:48
- Lublin. Był gangsterem, jest aktorem. „Zły”- historia Dariusza Jeża w weekend na scenie Centrum Kultury 03.02.2023 10:37
- Kraków. Literacki park, wystawy i festiwale - Rok Wisławy Szymborskiej 03.02.2023 09:48
-
Bydgoszcz. Uroczystości pogrzebowe Leonarda Pietraszaka - od soboty 03.02.2023 09:45
- Szczecin. Teatr Współczesny wprowadza udogodnienia dla osób z niepełnosprawnościami 03.02.2023 09:42
- Ruda Śląska. „Pieśń" - pierwsza premiera Teatru Oblubieńczego 03.02.2023 09:35
- Kraków. Barok, klasycyzm i romantyzm na festiwalu Opera Rara - od 16 lutego 03.02.2023 09:34
-
Kraków. Zacięta walka o fotel dyrektora Groteski, konkurs w cieniu zarzutów o mobbing 03.02.2023 09:12
Ogłaszanie na koniec roku 2020 różnych rankingów i opowiadanie o walce z nadprodukcją przypomina dźwięki muzyki orkiestry na „Titanicu", zagłuszającej podstawowe kwestie.
Początek roku wiąże się w teatralnym światku z pewnymi rytuałami. Do najświętszych należą obowiązkowe rankingi, ogłaszane przez krytyków i redakcje. Na co dzień śpiewana jest pieśń na rzecz wszelakiej równości i konieczności wprowadzania w naszych teatrach tzw. relacji niehierarchicznych. Jednak dwa razy do roku (też w lecie, na koniec sezonu) zapomina się o tym, bo pojawia się szansa na podkreślenie swojego znawstwa i swojej eksperckości. W tych chwilach można bezpiecznie przyznać, że w sztuce jest jeszcze coś, być może, ważniejszego od poglądów. Na przykład, bagatelka!, talent (oraz brak talentu...). Tak zwana iskra Boża, którą się posiada albo nie, i nieważne, jak dużo nałożymy na swoje facebookowe zdjęcie profilowe obrazków i deklaracji aktywizmu. W końcu rankingów i nagród nie da się ustalać wyłącznie na podstawie zgodności z politycznymi poglądami środowiska.
W sezonie pandemicznym pojawiła się w publicystyce teatralnej nowa jakość: oto pojawiły się w tzw. środowisku nawoływania do autorefleksji. Artyści mają „zwolnić" (nie mylić z opuszczeniem etatów), zmniejszyć prędkość, aby z czułością przyjrzeć się „zwykłemu życiu". Czasowe zamknięcie instytucji kultury ujawniło istniejące ponoć zjawisko „nadprodukcji", nadmiernej liczby wydarzeń kulturalnych, a więc i premier w polskich teatrach. Na razie problem nadprodukcji objawił się głównie nadprodukcją tekstów i dyskusji. A pisząc już bardziej serio - domaganie się spowolnienia to niebezpieczny postulat, otwierający drogę do bezpowrotnych redukcji przez samorządy budżetów na kulturę. Hasło brzmi świetnie, ale jest diagnozą cząstkową, dotyczącą głównie kilku większych miast i artystów nienarzekających na brak roboty. Oczywiście, chciałoby się powtarzać za doktorem Rieux z „Dżumy" Camusa szlachetne komunały: odkryliśmy, że wirusa nie da się pokonać, zarazki są zawsze z nami, przyczajone, i nigdy nie wiadomo, kiedy zaatakują. Powiedziały nam coś o nas samych: domagają się codziennej gotowości i doceniania tego, co mamy. Wirus jako wielki nauczyciel... - pobożne to życzenia. Zamiast Camusa wolę czytać Susan Sontag. Esej „AIDS i jego metafory" to dobra lektura na czas zarazy, jest jak szklanka zimnej wody na mózgowe gorączki. Sontag występuje w nim przeciwko „metaforycznym ozdobnikom", w jakie wyposażamy nasze wielkie choroby. „Rak to po prostu choroba. Bardzo poważna, ale tylko choroba" - pisze. COV1D-19 to tylko śmiertelnie groźny wirus, stąd obawy, że nie może niczego nas nauczyć, o ile sami nie zmądrzejemy i nie zaczniemy pracować naprawdę - a nie tylko symulować pracę. Oczywiście, chciałoby się wierzyć, że wyjdziemy z domów lepsi, dojrzalsi, przepełnieni etyką troski, wytrenowani i bez nałogów. Że Krystian Lupa ze swoich 200 kawałków, które otrzymał za ostatnią premierę „Capri" w Teatrze Powszechnym, ufunduje jakiemuś przymierającemu głodem aktorowi sowite stypendium - w akcie środowiskowej solidarności. A co tam, śmiało, nie ograniczajmy marzeń, nawet kilkunastu aktorom i dramaturgom!
A wracając do rzeczywistości - ogłaszanie na koniec roku 2020 różnych rankingów i opowiadanie o walce z nadprodukcją przypominają dźwięki muzyki orkiestry na „Titanicu", zagłuszającej podstawowe kwestie. Po pierwsze, chociaż ludzie znienawidzili teatr w Internecie, to na dobrą sprawę nie wiadomo, czy zachcą wrócić na widownię. Nie wiemy, czy pandemia na dobre nie zmieniła zwyczajów odbiorców kultury. Po drugie zaś, nie wiemy, w jakiej formie kultura dożyje czasów powrotu do normalności. Korzystając z okazji olbrzymiego spadku liczby wydarzeń, samorządy (w Polsce głównie to one finansują instytucje kulturalne) przystrzygły budżety rozmaitym jednostkom. Nie wiadomo, czy w kolejnych latach zechcą je przywrócić choćby i do poprzedniej wysokości. Nie ułatwią im decyzji masochistyczne dywagacje zrodzone z ducha filozofii krytycznej i krytyki instytucjonalnej. Znając mentalność co poniektórych samorządowców, mogę sobie wyobrazić ich reakcję na tego rodzaju postulaty i odkrycia. Dostajemy mniej, więc i mniej musimy za to płacić, chyba proste? A już na pewno sytuacji nie poprawi - ostatnio modne -skrajne upolitycznienie instytucji kultury. Jawne deklaracje aktywizmu to niebezpieczna droga w jedną stronę. Skoro dyrekcje i zespoły państwowych instytucji manifestacyjnie stają po jednej stronie sporu politycznego, to co mają wspólnego z misją bycia „publicznym" - czyli otwartym dla wszystkich, niezależnie od poglądów? I do czego w takim razie są im potrzebne - publiczne przecież - pieniądze? Nie mówiąc już o fakcie, że najnowsze wystawy w galeriach i demonstracyjne machanie transparentami przy wychodzeniu do oklasków niebezpiecznie zaczynają przypominać sztukę tworzoną w czasach stanu wojennego.
Niżej podpisany na razie nie czuje się ani piękniejszy, ani mądrzejszy. Za to chciałby wierzyć, że z okazji odejścia wirusa wszyscy będziemy mogli po prostu normalnie pracować, a jeśli już z troską, to o standardowe procedury i o publiczne pieniądze, bez zaniżania czy zawyżania stawek, przykrywanego zasłoną dymną słusznych poglądów. Że skończy się nadprodukcja polegająca na zapraszaniu przez kuratorów festiwali i dyrektorów teatrów ciągle tej samej grupy twórców - ich rzeczywiście możemy nazwać zapracowanymi. I że po pandemii będziemy mieli więcej kulturalnej nadprodukcji - nie tylko w wielkich miastach, lecz , także w całej Polsce.