Jaki był mijający rok dla teatru? Jeżeli zapomnieć o przeciętności, której wszędzie, nie tylko w Krakowie, wiele - na pewno ciekawy. Przeciętność, na szczęście, szybko popada w niepamięć, nikt o niej nie rozmawia, nie kłóci się, nie wspomina - może więc najpierw o tym, co było w teatrze dobre - mijający rok w krakowskim teatrze podsumowuje Joanna Targoń.
Największe emocje wzbudził na pewno "Sen nocy letniej" [na zdjęciu] Szekspira, wyreżyserowany w Starym Teatrze przez Maję Kleczewską. Spektakl o miłości, która jest źródłem cierpień, o odkrywaniu nieprzyjemnej prawdy o sobie, o własnych uczuciach. Spektakl jednocześnie okrutny i zabawny - a nawet wzruszający. "Sen" Kleczewskiej przywoływany był często w dyskusjach na temat wierności autorowi (część dialogów powstała podczas prób), wywołał też zgorszone narzekania: jak można dzieło klasyka umieścić w burdelu (albo seks-shopie). Scenografia sugerowała raczej nocny klub, no ale może się nie znam. Co do wierności autorowi, to w spektaklu Kleczewskiej może nie znajdziemy wszystkich słów, ale za to wszystkie tematy "Snu". Podobne narzekania wywołało "Wesele" Michała Zadary w STU - klasyk został obrażony wyborem miejsca akcji, jako że to "Wesele" rozgrywało się w restauracyjnej łazience. Tymczasem łazienka w niczym Wyspiańskiemu nie zaszko