"Rewizor" Nikołaja Gogola w reż. Justyny Łagowskiej w Teatrze im. Fredry w Gnieźnie. Pisze Wojciech Jerzy Kieler w Teatrologii.pl
Od kiedy Rewizor Nikołaja Gogola pojawił się po raz pierwszy na krakowskiej scenie w 1850 –komedia ta na stałe zagościła w repertuarach polskich teatrów. Z uwagą i odwagą przyglądało jej się każde teatralne pokolenie. Reżyserowali ją m.in. Jerzy Jarocki w Starym Teatrze w Krakowie, Kazimierz Dejmek w Polskim w Warszawie czy ostatnio Mikołaj Grabowski w krakowskiej Bagateli. Pamiętne spektakle Rewizora w Teatrze Telewizji stworzyli Jerzy Gruza i Jerzy Stuhr. Tak częste wystawienia rosyjskiej komedii prowokują twórców do coraz to nowych jej odczytań, wpisywania gogolowskiego tekstu w aktualny kontekst społeczny i polityczny, czy też wzbogacania jej o pomysły zgoła niegogolowskie. Zasadnicze pytanie, które należy sobie postawić brzmi, czy te przekształcenia pozostają w zgodzie z duchem dziewiętnastowiecznego dzieła, czy też, wykorzystują zarys gogolowskiej fabuły do doraźnych celów bez pogłębionej refleksji nad istotą dramatu. Justyna Łagowska, w odważnym interpretacyjnie i atrakcyjnym wizualnie spektaklu, gubi niestety momentami klarowność i ducha tekstu, zastępując humor wynikający z głębokiego autentyzmu postaci, tanią farsą i politycznym kabaretem godnym ukazanego na scenie gminnego festynu.
Łagowska dała się poznać gnieźnieńskiej publiczności, reżyserując w 2015 sztukę Alicja. Pod żadnym pozorem nie idź tam. Dziełem Łagowskiej była także bardzo udana Balladyna. Wojna wewnętrzna w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Siłę tej produkcji stanowiła żelazna konsekwencja w rozgrywaniu scenicznej opowieści, wprowadzaniu motywów pobocznych i rekwizytów. W spektaklu gnieźnieńskim tej konsekwencji niestety zabrakło.
Nad Rewizorem Łagowska miała okazję już pochylić się, współpracując z Janem Klatą jako scenograf w teatrze wałbrzyskim w 2003. Tamten spektakl osadzony w realiach Wałbrzycha z czasów komunizmu był komentarzem do afery Rywina. Drugie wałbrzyskie przedstawienie Klaty przywoływane w gnieźnieńskim Rewizorze , …córka Fizdejki według Witkacego z 2004, w krzywym zwierciadle ukazywało wstąpienie Polski do Unii Europejskiej. W Gnieźnie Gogolowski tekst przepisany został przez dramaturga Marię Spiss, z okraszeniem go wulgaryzmami, pominięciem pewnych fragmentów i zastąpieniem niektórych rosyjskich i dziewiętnastowiecznych realiów – polskimi i aktualnymi (zamiast Aleksandra Puszkina wspominana jest Olga Tokarczuk).
Najistotniejszym – i z pozoru najlepszym – pomysłem reżyserki jest zastąpienie Chlestakowa panią Chlestakow (w tej roli magnetyczna Joanna Żurawska). Potencjał tego chwytu scenicznego nie został jednak w pełni wykorzystany, zabrakło odwagi, by być wiernym idei a nie literze, co zemściło się okrutnie w finale spektaklu. W dramacie Gogola komizm polega na tym, że mieszkańcy powiatowego miasteczka, powodowani paraliżującym strachem, gotowi są uwierzyć, że młodziutki Chlestakow „z lekka głupawy” i „działający bez namysłu” może być stołecznym rewizorem. Pani Chlestakow w żadnym razie głupawa nie jest, jej maniery i bijąca od niej arystokratyczność powodują, że przerasta mieszkańców miasteczka o kilka długości świetlnych. Ani dziwi, ani śmieszy zatem, że wzięto ją za carskiego urzędnika. Nie dziwiłoby natomiast, gdyby zaślepieni strachem drobni urzędnicy nie zauważyli kobiecości Chlestakow, wówczas qui pro quo wybrzmiało by w pełni konsekwentnie. Tak się jednak nie dzieje. Mimo uwodzicielskiego wdzięku, ukazanego szczególnie podczas znakomitej choreograficznie sceny monologu na stole, rozkochuje w sobie jedynie córkę Horodniczego (Zuzanna Czerniejewska-Stube). Historia zażyłości bohaterek to jedno z ewidentnych niedociągnięć spektaklu, tak jakby Łagowska chciała i pograć kartą gender i rozwiązać intrygę choć częściowo po gogolowsku, czego bez poważnych zaburzeń logiki spektaklu uczynić się nie da. Wątek ten nie tylko nie miał żadnych scenicznych antycypacji, ale pojawił się w zdecydowanej kontrze do budowanej uprzednio skrupulatnie wizji konserwatywnej społeczność miasteczka, w którym dzieciom nadaje się imiona „Jarosław, Mateusz, Andrzej, Antoni i Beata”. Społeczność ta z miejsca z dumą związek pań akceptuje, co więcej bohaterki pobłogosławione zostają w imię boże.
Drugą z najistotniejszych ingerencji Łagowskiej w tekst dramatu jest rezygnacja z wielkiego finału w postaci niemej sceny na wieść o przyjeździe prawdziwego rewizora. Zamiast tego reżyserka zdecydowała się wprowadzić burleskę z prawdziwym rewizorem (Maciej Hanczewski), który w stroju drag queen wykonuje przebój Glorii Gaynor I Will Survive. Dotykamy tu istoty humoru, którym operuje Łagowska, w ślad za Klatą. Jan Kott zauważył, że świat Rewizora to teatr absurdu na długo przed Beckettem i Ionesco. Źródłem tego absurdu, a zarazem scenicznego humoru jest jednak sama rzeczywistość, jej wierne, referencyjne oddanie. Gogol szczególną wagę przykładał do tego, by ról jego komedii nie przerysowywać, by śmiech wynikał nie z groteski, a z odkrytego z przerażeniem prawdopodobieństwa, szpetoty naszych własnych dusz widzianych w zwierciadle dramatu. Reżyserka gnieźnieńskiego spektaklu zdaje się rosyjskiemu pisarzowi nie wierzyć. Postanawia na wszelki wypadek podbić komizm intrygi i charakterów chwytami o rodowodzie farsowym, chociażby w finale sztuki, czy wcześniej w scenie posiłku pani Chlestakow. Niestety, zasada mówiąca, że słaby pieniądz wypiera mocny, odnosi się również do teatru. Tanie chwyty uruchamiają zupełnie inny rejestr komizmu, przez który trudniej przebić się do obecnych w dramacie warstw głębokich.
Ważnym wątkiem spektaklu jest jego aktualność polityczna: pojawiają się tu echa protestów Strajku Kobiet, a także ambiwalentnych relacji Polski z Unią Europejską. Unijna flaga wygania ze sceny flagi biało-czerwone, aktorzy celowo nieudolnie usiłują śpiewać Odę do radości. Nie sposób jednak dociec, czy nowe idące z Brukseli to dla mieszkańców powiatowego miasta szansa czy zagrożenie. Trudno także zrozumieć, dlaczego w finałowej scenie kobiety noszą maski zająca, jelenia i dzika. Jeśli ma to się odnosić do potraktowania ich jak zwierzynę łowną, efekt ten jest dość tani, jeśli przyświeca temu inna idea, jest ona nieczytelna.
Braki kompozycyjnej logiki widoczne są także w innych płaszczyznach spektaklu. Sama scenografia, również autorstwa Łagowskiej, stoi w rażącej sprzeczności ze scenicznym słowem, jakby tekst Gogola przeszkadzał reżyserce w zrealizowaniu spójnej scenicznej wizji spektaklu. Akcja rozgrywa się podczas małomiasteczkowego festynu w prowincjonalnej Polsce. Zarówno namiotowo zadaszona scena, jarmarczne stoiska, rozwieszone flagi jak i próba występu dyrygowanej przez księdza (Damian Grzelak) orkiestry sugerują oczekiwanie na ważnego gościa. Program spektaklu przynosi zaś opis wizyty Jarosława Kaczyńskiego na festynie w Kuczkach. Stoi to w rażącej sprzeczności z zawiązaniem akcji w pierwszej kwestii Horodniczego: „Zaprosiłem panów w celu zakomunikowania im arcyniemiłej nowiny: jedzie do nas rewizor!”. Przygotowanie miasteczka na przyjazd urzędnika zupełnie niewiarygodnym czyni efekt zaskoczenia i przerażenia, który stanie się motorem dalszego biegu wydarzeń. Niejasne jest też, skąd właściwie jedzie rewizor. W różnych momentach spektaklu padają nazwy miasta stołecznego: Petersburg, Warszawa, Bruksela. Ta polifoniczność byłaby może interesującym zabiegiem jako wyraz snu o stolicy, w każdych czasach i w każdej szerokości geograficznej. Stolicy, w której życie jest szlachetniejsze, a ludzie piękni i wykształceni. Stolicy uczt i trzydziestu pięciu tysięcy kurierów przemierzających ulice. Problem jednak w tym, że nazwa każdego z trzech wymienionych miast implikuje automatycznie zupełnie alternatywne realia i systemy wartości, których nie da się pomieścić w ograniczonych czasowo ramach spektaklu bez ryzyka popadnięcia w banał.
Zaburzenia konsekwencji uwidaczniają się także w relacjach między postaciami. Dowodzi tego choćby niejasne budowanie systemu zależności między Chlestakow a jej służącym Osipem (Paweł Dobek). W niektórych scenach łączy ich partnerska relacja pozioma, w innych zaś wyraźnie dominuje raz jedno, raz drugie. Jak wiadomo, Gogol wielokrotnie przekształcał tekst komedii, poszukując idealnej równowagi kompozycyjnej. Z tego względu Andrzej Walicki nazwał Rewizora „jedną z najlepiej zbudowanych komedii świata”. Łagowska skupiła niemal całą uwagę widza na Chlestakowej, zaburzając tym samym balans między postaciami i burząc symetrię na osi rewizor-Horodniczy (Wojciech Siedlecki). Monolog gospodarza miasta, mimo godnych szacunku starań aktora wybrzmiewa piano, nie może zrównoważyć brawurowej tyrady Chlestakowej.
Zupełnie niejasna jest także konwencja, na jaką zdecydowała się Łagowska. Gogol twierdził, że „pierwszym warunkiem dobrej sztuki teatralnej jest wierność odtworzenia życia”. Reżyserka momentami podąża za tą ideą, każąc bohaterom jeść prawdziwy obiad. W innej scenie jednak stawia na umowność. Żona (Iwona Sapa) i córka Horodniczego wybierają stroje na spotkanie z rewizorem. Z niewiadomych powodów wybrane kolory sukien ani nie odpowiadają tekstowi Gogola, ani też nie zapowiadają rzeczywistej zmiany kostiumu. Żona Horodniczego buduje koturnową postać rodem z wiejskiego wesela, by nagle wykazywać się znajomością Traktatu moralnego Czesława Miłosza. Takie drobne z pozoru niespójności, niedorzeźbione szczegóły, utrudniają odbiór uważnemu widzowi. Szkoda, bo spektakl przynosi też znakomite sceny i rozwiązania. Mam tu na myśli skargę kobiet w czerwonych strojach, wyrażoną zdecydowanym i bardzo aktualnie zabarwionym, bo odnoszącym się do Strajku Kobiet, protest-tańcem, do którego włącza się Chlestakowa, co stanowi ciekawy moment przełamania konstrukcji głównej bohaterki. Nawet jednak po tej imponującej scenie Łagowska funduje widzom tautologię jakby przestraszyła się rozwiązań postdramatycznych. Gogolowska skarga wdowy musi wybrzmieć jakby sam obraz nie mógł wystarczyć.
Ciekawe i warte uwagi są także kreacje Bobczyńskiego (Mateusz Osiadacz) i Dobczyńskiego (Michał Karczewski). Postaci te, zbudowane na stelażu bohaterów commedii dell’arte, wnoszą w spektakl niezwykły ładunek energii. Są znacznie młodsze niż mogłaby to sugerować gogolowska fabuła i stanowią wizerunek reprezentantów pokolenia, które szuka dla siebie szansy w rzeczywistości totalnego sporu ideowego. Decydują się podążać za Chlestakową, a gdy okazuje się, że nie pomoże im ona wyrwać się z prowincji, wracają na łono społeczności i dobrowolnie poddają okrutnej karze za zdradę. Uznanie budzi też pomysł ukazania podsłuchu, dzięki któremu Chlestakowa i Osip kontrolują debaty mieszkańców, a także zagrana z brawurą i fantazją scena wręczania Rewizorce łapówek.
Gra aktorów nie budzi zastrzeżeń, są dobrze słyszalni, w zróżnicowany sposób gospodarują emocjami. Klasą samą dla siebie jest Żurawska, która kradnie niemal całe show. Jest dynamiczna, charyzmatyczna, buduje postać wyrazistą kreską. Pozostałe postaci przy niej bledną, ale winą za to obarczyłbym raczej reżyserkę, która pozwoliła urzędnikom zlać się w niemal ujednoliconą masę, nie biorąc sobie do serca słów Gogola wskazującego, że aktorzy winni grać jak żywi ludzie, nie jak alegorie. Ukłony należą się także niewątpliwie Michałowi Karczewskiemu i debiutującemu na profesjonalnej scenie Mateuszowi Osiadaczowi. Aktorzy interpretowali postaci z pełnym zaangażowaniem, udanie istnieli scenicznie, w chwilach gdy nie mieli kwestii, prowadząc małe gierki w tle. Ze swadą ogrywali rekwizyty, szczególnie rożno, które w finale – przewrotnie stanie się narzędziem ich kaźni.
Łagowska tworzy spektakl niewolny od niedociągnięć, ale dynamiczny i wizualnie wyrazisty. Starając się nie popadać w naiwny dydaktyzm, stawia diagnozę światu prowincjonalnemu, dla którego kontrapunkt stanowi marzenie o mitycznej stolicy. Żałować jedynie można, że reżyserka stanęła w pół drogi, nie mogąc się do końca zdecydować, na ile chce być wierna tekstowi, a na ile własnej wizji. Ucierpiała na tym nie tylko spójność, ale też humor i duch przedstawienia.
Rewizor Nikołaja Gogola. Reżyseria, scenografia, światła: Justyna Łagowska; dramaturgia: Maria Spiss; kostiumy: Julia Kosmynka; muzyka: Maciej Szymborski; choreografia: Milena Czarnik. Obsada: Kamila Banasiak, Zuzanna Czerniejewska-Stube, Katarzyna Kalinowska, Martyna Rozwadowska, Iwona Sapa, Joanna Żurawska, Paweł Dobek, Bogdan Ferenc, Maciej Hanczewski (gościnnie), Maciej Hązła, Wojciech Kalinowski, Michał Karczewski, Mateusz Osiadacz (gościnnie), Wojciech Siedlecki, Teatr im. Fredry w Gnieźnie, premiera 5 czerwca 2021.