Przeczytałem zeszłotygodniowy felieton sąsiada pt. "Słowo alergiczne" o ostatniej premierze w bielsko-bialskim teatrze, czytuję także bieżące komentarze internautów do naszych felietonów. Ileż wszędzie animozji i kompleksów! A przecież teatr robi się po to, by poruszał ludzkie umysły i serca. I tak stało się w teatrze Roberta Talarczyka, co potwierdza Michał Smolorz swoimi wywodami, zaś felietony bez elementu prawdy i prowokacji są - jak się przed wojną mówiło w Szopienicach - do "rzyci wrazić" - pisze Kazimierz Kutz w Gazecie Wyborczej - Katowice.
Najgorzej jest z komentatorami naszych cotygodniowych "klasówek" w internecie. Ci panowie są przeważnie mało eleganccy, obrzucają nas swoimi niewybrednymi ekstrementualiami [!], ale i oni są przykładem nieobojętności, choć zamieniają swoje anonimowe spluwaczki na hazielki. Ale jeśli ujdzie z nich nieczysta energia i my ze Smolorzem zastąpimy im częściowo spowiedź konfesjonalną, to dobre i to; wyspowiadana w internecie głupota albo nienawiść jakoś ujdzie, bo trochę oczyści duszyczkę anonima. Ale wszyscy my razem: piszący, czytający i reagujący, stanowimy wielką rodzinę ludzi opętanych resentymentami. Niby każda ryba inna, a zapach morza ten sam. Według Nietzschego "resentyment to zgoda na cierpiętnictwo, poczucie, że jest się poniżonym przez los i ludzi, to chroniczne litowanie się nad sobą, przyjęcie postawy ofiary". Cała tzw. Mitteleuropa jest jednym wielkim buszem postkolonialnym, czyli kotłem narodów gnębionych przez ostatnie stulec