EN

15.07.2024, 11:12 Wersja do druku

Recenzja przerwana śmiercią

„Geniusz” Tadeusza Słobodzianka w reż. Jerzego Stuhra w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w „Rzeczpospolitej”, dodatku „Plus Minus”.

fot. Robert Jaworski

Jerzy Stuhr był aktorem i reżyserem totalnym. Dzień przed śmiercią ukończył swą biografią i wysłał do wydawnictwa, a wcześniej, czując, że traci siły, postanowił w teatrze pożegnać się z aktorstwem i z widzami.

Komfort pisania recenzji do „Plusa Minusa" sprawia, że nie trzeba zamieniać się w „depeszowca" codziennej gazety i wysyłać tekst dosłownie kilka godzin po premierze. Można niektóre rzeczy bardziej przemyśleć, czasem sięgnąć do treści wystawianego utworu lub opowiadającej o nim literatury. Ale jest w tym pewna pułapka, by ten proces „celebry" nie trwał zbyt długo. Wpadłem w nią właśnie w przypadku sztuki „Geniusz" napisanej przez Tadeusza Słobodzianka, którą Jerzy Stuhr postanowił pożegnać się z widzami. Ponieważ spektakl Teatru Polonia grany byl w kilkudniowych transzach, planowałem dokończyć tekst tuż przed kolejnym pokazem. Wieści, że rzecz cieszy się dużym powodzeniem, a reakcja widzów dodaje Stuhrowi masę pozytywnej energii, nastrajały optymistycznie. Hiobowe wieści, że ze względu na stan zdrowia aktor i reżyser w jednej osobie musi odwołać spektakl na czas wakacji, napłynęły już pod koniec czerwca. Teraz wiemy, że sztuka definitywnie zeszła z afisza.

A warto ją odnotować, bo dawno nie widziałem równie wstrząsającego i poruszającego spektaklu. Jerzy Stuhr wybrał sobie na pożegnanie opowieść o spotkaniu Stalina, którego rolę powierzył Jackowi Braciakowi, z Konstantinem Stanisławskim, wielkim artystą i pedagogiem teatru, ojcem współczesnego aktorstwa. Tę rolę przeznaczył dla siebie. Podjęcie się tego zadania było z pewnością nie tylko wielkim wyzwaniem, ale wręcz rodzajem bohaterstwa.

Opłaciło się ono zarówno w wymiarze ludzkim, jak i artystycznym. Jerzy Stuhr stworzył uniwersalny portret artysty, wrażliwego, wybitnego i całkowicie bezbronnego wobec władzy tyrana, jaką uosabiał Stalin. Agnieszka Osiecka powiedziałaby, że wybitny aktor pisał tę postać własną krwią. Stuhr był bowiem po drugim zawale, udarze mózgu, a wcześniej miliony Polaków patrzyły z satysfakcją, jak dzielnie walczy z nowotworem przełyku, ale też łatwo ferowały wyrok w sprawie jego perypetii motoryzacyjnych.

Pomysł, aby mimo przeciwności losu pożegnać się z widzami na scenie, nadał granej przez niego postaci wyjątkowej prawdy. Rasowy aktor, jakim zawsze był Stuhr, nie mógł postąpić inaczej. I nie ma w tym twierdzeniu ani krzty patosu. Jako odtwórca Hamleta dylemat „być albo nie być" rozstrzygnął jednoznacznie, opowiadając się za pierwszym rozwiązaniem.

Mam świadomość, że sam spektakl wywołał sporo dyskusji. Nie przekonują mnie jednak opinie, że nie powinno dojść do tej premiery, że Stuhr na skutek swego wycieńczonego chorobami organizmu nie był równorzędnym partnerem dla znakomitego Jacka Braciaka, grającego Stalina. Ten, kto tak twierdzi, zapomina, że spotkanie Stalina ze Stanisławskim to nie była obfitująca w bon moty sztuka konwersacji dwóch równorzędnych partnerów.

Pewności siebie tyrana Stanisławski Stuhra mógł przeciwstawić swą wrażliwość, jego kłamstwu - swą prawdę, jego bucie lęk o losy artystów i niepewną przyszłość samego siebie. Nigdy nie zapomnę obrazu rozpoczynającego spektakl. Publiczność wchodzi na widownię, a Stanisławski tuż przy wejściu na scenę siedzi struchlały jak więzień oczekujący wyroku. W jego wyrazie twarzy były trudne do opisania cierpienie i niepewność. Cierpienie Stanisławskiego, czy przeżyje spotkanie ze Stalinem, i niepewność Stuhra, czy mimo przeciwności losu i tego wieczoru nie zawiedzie publiczności. Bo publiczność go naprawdę podziwiała i kochała.

„Geniusz", aut. Tadeusz Słobodzianek, reż. Jerzy Stuhr, Teair Polonia w Warszawie

Tytuł oryginalny

Recenzja przerwana śmiercią

Źródło:

„Rzeczpospolita” nr 162, dodatek „Plus Minus”

Autor:

Jan Bończa-Szabłowski

Data publikacji oryginału:

13.07.2024