Janusz R. Kowalczyk pisze o przedstawieniu "Ciotka Karola" w reżyserii Waldemara Matuszewskiego w warszawskiej Syrenie.
Farsa Cieszy się u widzów niezmiennym powodzeniem. Podczas premierowego przedstawienia "Ciotki Karola" w reżyserii Waldemara Matuszewskiego wyczuwało się oczekiwanie na beztroską zabawę. Niestety, nie było ku temu szczególnego powodu. Sztuka Brandona Thomasa wydaje się wiernym odzwierciedleniem dziewiętnastowiecznego modelu gatunku: prosta fabuła, błahe konflikty, jaskrawe efekty, dużo powikłań uczuciowych, nieodzowny happy end. Dwaj studenci Oksfordu (Marcin Piętowski i Zbigniew Kozłowski) knują intrygę, która ma im zapewnić towarzystwo wybranek serca (Beata Jankowska-Tzimas i Anna Deka). Pretekstem, by wyrwały się spod kontroli wuja i opiekuna (Eugeniusz Kamiński), ma być obiad wydany na cześć ciotki jednego z nich, wdowy i milionerki przybyłej wprost z Brazylii. Kiedy znienacka odwoła wizytę, pomysłowi młodzieńcy nakłonią znajomego lorda (Przemysław Glapiński), by przebrany w suknie udawał zacną damę. Do rzekomej milionerki zacznie zaleca�