EN

2.03.2024, 13:06 Wersja do druku

Radość ze spotkania

Perspektywy tworzą się samoistnie, bo staram się zapraszać do współpracy bardzo różnych reżyserów. Taka polityka daje z jednej strony szanse na najbardziej efektywny rozwój zespołu aktorskiego, z drugiej – buduje wszechstronny i zróżnicowany repertuar – mówi Tomaszowi Domagale o V Maratonie Teatralnym w Opolu Norbert Rakowski, dyrektor Teatru im. Kochanowskiego.

fot. Edgar de Poray

Teatr im. Kochanowskiego jest w Polsce znany z nowoczesnych form upowszechniania sztuki teatru i jej promocji. Taką perełką w koronie Waszych działań jest właśnie Opolski Maraton Teatralny, którego V edycja już w ten weekend na wszystkich scenach. Skąd taki pomysł?

Prawdą jest, że przykładamy dużą wagę do komunikacji z naszymi widzami na wielu płaszczyznach. Weźmy choćby jej stronę wizualną. Instytucja kultury taka jak Teatr im. Kochanowskiego powinna kształtować wrażliwość odbiorców na różnych polach, stąd nasza współpraca z wybitnym grafikiem Krzysztofem Iwańskim, który odnosi liczne sukcesy już nie tylko w Europie, ale i na innych kontynentach. Istotą działań naszego teatru w przestrzeni wspólnoty są dynamika, nowoczesność oraz szeroka oferta kulturalna dla odbiorcy. Stąd między innymi pomysł na Maraton Teatralny, który tak naprawdę pełni kilka funkcji. Po pierwsze, goście z różnych stron Polski (i z zagranicy) mogą przyjechać na weekend i w krótkim czasie zapoznać się z szerokim spektrum naszego repertuaru. To również prezentacja naszych prac selekcjonerom festiwali, dyrektorom innych teatrów oraz przyszłym partnerom. Dla nich to już nie maraton, a showcase – czyli typowe branżowe „targi” sztuki, w pigułce pokazujące kondycję zespołu i naszego teatru. To również promocja młodych artystów, dla których otwieramy okno na świat. Myślę tu o świecie dosłownie, ponieważ w tym roku będziemy gościć w Opolu fachowców nie tylko z Europy, ale również z Argentyny i Japonii. Nie ukrywam, że dla lokalnych opolskich teatromanów to również wielka atrakcja, ciesząca się tu na miejscu dużym powodzeniem.

Czy doświadczenia czterech ostatnich edycji Maratonu wpłynęły na jego formułę? Czy ona w jakimś stopniu ewoluowała?

Główną ideą naszego minifestiwalu była zawsze prezentacja spektakli najnowszych, które miały swoje premiery stosunkowo niedawno, w obecnym lub poprzednim sezonie. Ważne jest dla nas również, żeby prezentować prace najmłodszego pokolenia twórców, bo dla nich taka promocja przekłada się natychmiast na szansę zaistnienia w innych miejscach, stymulując ich dalszy rozwój. Bywa oczywiście i tak, że nie możemy czegoś pokazać ze względów logistycznych, staramy się jednak zawsze, by program Maratonu był urozmaicony, a nasze sceny pracowały na pełnych obrotach, wykorzystując cały swój potencjał.

Główną ideą teatru w tej kadencji twojej dyrekcji jest hasło: punkt widzenia – różne perspektywy. Czy propozycje festiwalowe wpisują się w to hasło, czy sam maraton ma jakąś wewnętrzną dramaturgię?

Te różne perspektywy tworzą się samoistnie, bo staram się zapraszać do współpracy bardzo różnych reżyserów. Taka polityka daje z jednej strony szanse na najbardziej efektywny rozwój zespołu aktorskiego, z drugiej – buduje wszechstronny i zróżnicowany repertuar, co z punktu widzenia jedynego teatru dramatycznego w mieście i województwie, wydaje się szalenie istotne. Jeśli rozumie się tę odpowiedzialność spoczywającą na publicznej instytucji, programowanie teatru choć czasochłonne, nie jest takie trudne. A jeśli jeszcze poszczególni, zaproszeni do współpracy artyści potraktują swoje zadania uczciwie, i na poważnie wejdą w dialog z otaczającą nas rzeczywistością, to hasła nasuwają się same. „Gdzie się znajdujemy, kim dzisiaj jesteśmy?”, na przykład. Rolą z kolei naszego Maratonu, podobnie jak innych naszych działań, jest zająć się, w jak najszerszym spektrum, problemami, z którymi zmaga się współczesny człowiek. Dotknąć nurtujących go tematów, ale tak, żeby nie podsuwać mu gotowych odpowiedzi czy rozwiązań. Wierzę też, że gdy zmusimy widza do myślenia, on sam zbuduje sobie najlepszą wewnętrzną dramaturgię naszego sezonu czy… Maratonu.

Teatr im. Kochanowskiego jest znany w Polsce z prężnej, pełnej sukcesów współpracy międzynarodowej. Jak do niej doszło? Czy się rozwija? Co w Twoim pojęciu zyskuje Teatr im. Kochanowskiego jako wspólnota i instytucja?

Kiedy przyjechałem do Opola, byłem już w tej kwestii naprawdę doświadczony. Brałem udział w międzynarodowych projektach, a także miałem sposobność poznać wiele teatrów na świecie, to znaczy ich oferty oraz sposobów funkcjonowania. Nie wyobrażałem sobie więc, że mógłbym z tych moich doświadczeń nie skorzystać. Wiadomo, że współpraca międzynarodowa nie rodzi się w ułamku sekundy, że musi być poparta zaangażowaniem stron i personalnym zaufaniem, budowanym miesiącami czy wręcz latami. Mówiąc wprost, trzeba się o nią starać i ją pielęgnować. Jeśli jest się wytrwałym i elastycznym – efekty przychodzą. Nasze dotychczasowe sukcesy są wynikiem długofalowej współpracy z wieloma partnerami, ale rozpoczęliśmy także projekty, które dopiero kiełkują. Mamy za sobą koprodukcje międzynarodowe z teatrami z Hiszpanii, Włoch, Kosowa, Słowenii, Malty i Łotwy. Nasze współprodukowane z partnerami spektakle grane są na wielu prestiżowych scenach europejskich, od paryskiego Odeonu, przez madrycki Teatros del Canal, po sceny w Atenach czy Mediolanie. Ale na tym nie poprzestajemy, toczą się kolejne rozmowy z europejskimi koproducentami (Grecja, Włochy). Ważnym aspektem, który pomaga w kontaktach i procesie budowania relacji międzynarodowych, jest członkostwo naszego teatru w ETC (European Theatre Convention) czyli w największej sieci teatrów publicznych w Europie, zrzeszającej 64 teatry z ponad 30-tu krajów. Teatr im. Jana Kochanowskiego jest w ETC jedynym polskim teatrem. W zeszłym roku, na zorganizowanym w Opolu Forum Teatralnym, mieliśmy okazję gościć ponad 250 osób z całej Europy. Wspominam o tym, bo to niezwykle ważne, by nasi partnerzy zobaczyli nasz kraj, teatr i na własne oczy przekonali się o profesjonalizmie naszego zespołu. Nie ukrywam, że moja funkcja Vice Prezydenta ETC znacząco ułatwia mi pozyskiwanie kontaktów i partnerów w europejskim teatrze, co oczywiście nie znaczy, że nie trzeba się nadal starać i ciężko pracować. A profity? Cóż, współpraca międzynarodowa niewątpliwie buduje pozycje naszego teatru, zarówno w Polsce, jak i w Europie, mamy szanse na współpracę z nowymi twórcami, a lokalna i ogólnopolska widownia otrzymuje szerszą ofertę. Nasz teatr naprawdę można nazwać „inkluzywnym”

I zgodnie z tradycją podczas tegorocznego Maratonu również odbędą się spotkania z gośćmi z Europy…

Swój udział potwierdziły osoby nie tylko z Europy, najważniejsze jednak, że to najwyższej klasy profesjonaliści. Ogromne mnie cieszy, że teatr w niewielkiej polskiej aglomeracji budzi tak duże zainteresowanie. To niewątpliwie duże wyróżnienie dla mnie i mojego zespołu. Ale sprowadza ich do Kochanowskiego nie tylko program artystyczny. Osoby zaproszone wyraziły szerokie zainteresowanie poważną branżową dyskusją na temat systemów teatralnych. Nie chodzi tu jedynie o kurtuazyjne spotkania, a o żywą dyskusję na temat słabości i mocnych stron różnych modeli systemowych prowadzenia teatru. Jako wiceprezydent ETC, zainicjowałem to spotkanie, gdyż niezmiennie twierdzę, że nasze polskie regulacje wymagają po kilkudziesięciu latach poważnego liftingu. Ustawa o Organizowaniu i Prowadzeniu Instytucji Kulturalnych to zapisy z 1991 roku, spokojnie więc można się jej przyjrzeć, punktując jej słabe i mocne strony. Cieszę się niezmiernie, że na moje zaproszenie odpowiedziały wszystkie najważniejsze organizacje i stowarzyszenia, a także przedstawiciele Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. To naprawdę wyjątkowa chwila. Nie oczekuję naiwnie, że nagle zrobimy rewolucję teatralną, ale to, że się wszyscy razem spotkamy, to w jakimś sensie jest już święto i początek dialogu. Przez ostatnie lata jakoś trudno było to skoordynować i oto proszę, początek marca 2024 – Teatr w Opolu i… radość ze spotkania!

W tegorocznym programie mamy przegląd różnych tematów – wiwisekcja rodzinna, eutanazja, życie osób na najniższym szczeblu drabiny społecznej… Układają się one w pewien narracyjny ciąg. Czy przy projektowaniu sezonu takie ciągi są dla ciebie ważne?

Programowanie kolejnych sezonów zajmuje nam mnóstwo czasu. A to dlatego, że z jednej strony chcemy być atrakcyjni dla naszego widza, z drugiej – chcemy zbudować specyfikę tego miejsca tak, żeby widz dokładnie wiedział, gdzie przychodzi i czego się może po naszym teatrze spodziewać. Nie bez przyczyny więc pierwszą zakładką na naszej stronie internetowej jest idea i misja. Czemu mamy służyć i za co bierzemy odpowiedzialność. To jest dla mnie kluczowe. Teatr „wielu głosów, różnych spojrzeń” to nie tylko różnorodność, ale przede wszystkim dialog i próba poszerzenia perspektywy patrzenia na różne sprawy. Niezależnie od gatunków scenicznych, od różnorodności estetycznej, interesuje mnie przede wszystkim teatr problemowy, który jak wspomniałem, nie stawiając tezy, buduje świadomość zarówno indywidualną, jak i społeczną. Z ogromną satysfakcją i dumą chciałbym się pochwalić, że publiczność kolokwialnie mówiąc, „wali do nas drzwiami i oknami”, a wiele spektakli wykupionych jest na miesiące z góry. Nasz program do niej trafia, bo ludzie, jak widać, poza szeroko pojętą rozrywką, potrzebują również wspólnoty. Chcą też czasem się odciąć się od rzeczywistości i zatopić na chwilę w refleksji.

Dużo u ciebie w teatrze młodzieży, aktorskiej i reżyserskiej. To świadoma polityka?

Wszystko, co robimy z moimi konsultantami, jest przemyślane i świadome, z pełnym ryzykiem artystycznym, które jest solą teatru. I choć dotyczy ono wszystkich pokoleń twórców, niewiele jest teatrów, zapraszających tak dużo młodych twórców jak my. Doskonale rozumiem dyrektorów, którzy chcąc minimalizować ryzyko, zapraszają wypróbowanych i doświadczonych reżyserów. My mamy ten komfort, że dysponujemy gigantycznym budynkiem i czterema scenami. Projekt Sceny Modelatornia wymyśliłem i zainicjowałem właśnie z myślą o młodych, szukających dopiero swojego scenicznego języka. Organizowany przez nas konkurs miał na celu kontynuację pracy laboratoryjnej młodych, która ma przecież akurat tutaj, w Opolu, ogromną tradycję. To jasne, że młodzi ludzie, rozpoczynając swoją drogę zawodową w teatrze, muszą gdzieś próbować, popełniać błędy i jeśli to możliwe – wyciągać z nich wnioski. Zdarza się i tak, że jakiś projekt nie będzie doskonały, ale doświadczanie pracy na scenie – bezcenne. Praca z młodzieżą w naszym teatrze jest naprawdę ważna i chodzi tu nie tylko o reżyserów czy aktorów. Mamy również prężnie działające Centrum Edukacji Teatralnej, a w nim niezwykle zaangażowanych fachowców, edukatorów. Dzięki nim powstała Teatralna Rada Młodych i to jest wspaniałe, bo w ten sposób tworzy się następne pokolenie ludzi kultury. Kto wie czy nie nowe pokolenie twórców teatru czy dyrektorów! 

Co polecasz najbardziej z tegorocznego programu?

Oczywiście – wszystko! Niestety na większość spektakli nie ma już biletów, aczkolwiek zawsze może się coś jeszcze zwolnić. Nadzieja w teatrze umiera ostatnia! Ale moment… może jednak wspomnę o spektaklu, będącym koprodukcją z hiszpańskimi twórcami z Madrytu. To „Znikanie”. Jest mi trochę niezręcznie, bo sam go wyreżyserowałem, ale chciałbym o nim wspomnieć, bo mówi o niesłychanie ważnych rzeczach: o wolności naszego ludzkiego wyboru w momentach ostatecznych, a konkretnie – o eutanazji. Boimy się tego tematu jak ognia i ostatecznie od niego uciekamy, a to błąd. Zrobiliśmy spektakl niezwykle subtelny, zaledwie delikatnie muskając temat wolności i poszukiwania sensu życia. Bo jak wspominał Wiktor Frankl: „wszystko można nam zabrać, ale nie wolę, nie możliwość wyboru”. O tym między innymi jest ten spektakl, dlatego serdecznie zapraszam na „Znikanie” i na cały Maraton do Opola. 

Tytuł oryginalny

Radość ze spotkania

Źródło:

Materiał nadesłany
domagalasiekultury.pl
Link do źródła

Autor:

Tomasz Domagała

Data publikacji oryginału:

02.03.2024