"Bachantki" wg Eurypidesa to nowa propozycja Teatru im. A. Mickiewicza. Przygotowania do premiery od dłuższego czasu intrygowały publiczność. Nie wiedzieć skąd pojawiły się plotki o erotycznym charakterze spektaklu, półnagich tancerkach na scenie. Na szczęście dla Eurypidesa i teatru, nie sprawdziły się. Część publiczności podobno wyszła więc zawiedziona, większość biła brawo - nawet stojąc.
"Bachantki" to spektakl dynamiczny, poruszający odbiorcę, choć zarazem trudny do skomentowania. Realizacja jest zwarta, niemal monolityczna. Zespół pod kierunkiem reżysera Pawła Łysaka tak precyzyjnie zazębił wszystkie elementy teatralnej wizji, że trudno je, wypreparować w próbie analizy. Dramat jak kolumny Wspominanie premierowych "Bachantek" zacznę od scenografii Aleksandry Semenowicz. Po pierwsze więc - słupy milowe. Nie chodzi oczywiście o słupy milowe polskiego teatru współczesnego; raczej o znaki sugerujące widzowi kierunek myślenia. Aranżujące sceniczną przestrzeń kolumny jedynie smukłością i rozstawieniem sugerowały, że wkraczamy w świat antyku. Ich forma i konstrukcja były współczesne - drut spleciony w surowe zbrojenia oszalowane drewnem. Idea antyku w transpozycji epoki betonu. Także w tle elementy epoki wielkoprzemysłowej: potężne metalowe drzwi, ściany-zastawki ograniczające przestrzeń. Neutralne w barwie tło ginęło w mroku s