Wnikliwe, a nie stereotypowe przyjrzenie się wypadkom wokół Narodowego Starego Teatru w Krakowie, które rozegrały się tylko w ciągu ostatniego roku (ministerialny konkurs na dyrektora odbył się tam 9 maja 2017) odsłania prawidłowość rządzącą naszym środowiskiem jeśli nie od zawsze, to od czasu, który skłonni jesteśmy wypierać ze świadomości - pisze Jacek Zembrzuski.
Nazwę tę dolegliwość konformizmem w przystosowywaniu się do nieakceptowanych okoliczności i tylko zewnętrzne pozory "buntu" i sprzeciwu, zresztą, motywowanego politycznie, choć artykułowanego zamiast źle skrywanej chęci obalenia rządu, na co środowisko - w większości zdecydowanie antypisowskie - nie ma ani odwagi, ani armat. Wziąwszy pod uwagę pozostawanie na garnuszku nielubianej władzy stan taki bliski jest psychicznemu rozszczepieniu jaźni i potocznie należałoby go zwać podwójną moralnością. Oczywiście, robię intelektualne założenie, że organizator teatru według konstytucyjnych wymogów nie jest właścicielem narodowego majątku, tylko jego dysponentem predysponowanym w wyniku demokratycznych wyborów. To samo dotyczy "robotników teatru" czyli aktorów, tyle, że ich legitymizacja pochodzi od publiczności - widzów "głosujących nogami" i kupujących bilety na tych a nie innych - choć, że akurat na tych nie da się dokładnie policzyć.