„Przygody Koziołka Matołka” Kornela Makuszyńskiego i Mariana Walentynowicza w reż. Maksymiliana Rogackiego w Teatrze Polskim w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Twórcom tego uroczego spektaklu udało się osiągnąć idealny balans między umownością a dosłownością. Mamy rozmaite efekty – na scenie huczy, strzela i dymi (jeden w najmłodszych widzów w napięciu obserwował akcję z palcami zatkniętymi w uszach i - z rozdziawioną buzią), jest grana na żywo muzyka, są fantastyczne kostiumy. I mamy cudną frazą Makuszyńskiego - z zaskakująco zabawnymi odniesieniami do współczesności - opowiedzianą koziołkową historię podróży przez świat, nie tylko dla młodego widza, ale i dla zupełnie dużego też! – zwróćmy uwagę, że nasi kuglarze, dorośli przecież aktorzy z Teatrzyku Koza, kilkukrotnie zaglądają do książki z przygodami Matołka, tak jakby coś próbowali w niej znaleźć, o czymś jeszcze doczytać…
W roli Koziołka fantastycznie odnalazła się (nie tylko niesłychanie przekonująco mecząc) - Eliza Borowska, pozostałych pięcioro aktorów wciela się w mnóstwo pozostałych postaci, naprawdę nie mając ani chwili wytchnienia, co chwilę bowiem trzeba zmienić kostium albo wnieść potrzebny rekwizyt, dziejstwa jest moc! A propos rekwizytów – zwróćcie uwagę na chyba najważniejszy – walizkę, która będzie głównym bohaterem jakoś kurczę wzruszającego finału.
Oglądamy piękny, mądry, brawurowo zagrany i okropnie śmieszny spektakl o… niesłychanie ważnych sprawach, o tym na przykład, że desperacko szukane miejsce na świecie może być tuż koło nas, o tym – że wytęskniony Pacanów - czymkolwiek i gdziekolwiek jest - może ździebko rozczarowywać, o tym wreszcie – że warto jednak tego Pacanowa szukać, bo w szukaniu – nie zaś znalezieniu – cały sens tego wszystkiego jest ukryty.
Enjoy!