- Ciekawi mnie sytuacja, w której światło ma swoją dramaturgię, charakter, a nawet jest osobnym bohaterem. Chciałbym, żeby ludzie częściej zwracali uwagę na jego obecność - rozmowa z reżyserem światła Bartoszem Nalazkiem w ramach cyklu Instytutu Teatralnego i portalu dwutygodnik.com "Projekt Spektakl".
MATEUSZ WĘGRZYN: Wchodzisz do danej przestrzeni i już myślisz, jak można by poprawić oświetlenie? BARTOSZ NALAZEK: Tak, jest to rodzaj zboczenia zawodowego - kiedy nie potrafię wyłączyć myślenia o świetle. Wydaje mi się, że reżyseria światła na całym świecie jest bardzo niedoceniona. Ludzie często nie zauważają skali tej pracy, wchodzą do teatru i wydaje im się, że światło powstało razem ze scenografią albo że przychodzi pan, który włącza pstryczek i wszystko nagle działa. Mówię to nie z frustracji czy potrzeby bycia bardziej dostrzeżonym, ale dużego zdziwienia tym, że często człowiek nie wyłapuje specyfiki samego światła. Jak jest piękny zachód słońca, to dopiero wtedy zwraca się na to uwagę. Zapominamy, że postrzegamy świat dzięki światłu, że to ono nadaje kształt, barwę, że kiedy wchodzimy do teatru, w którym nie ma włączonego światła roboczego, to panuje absolutna ciemność. Wszystko, co w tej przestrzeni jest widoc