- Sytuacja asystenta jest paradoksalna - jedną nogą tkwi w trybach administracji, a drugą w pracy artystycznej. W takiej pozycji uprawiam swój dziwny taniec i próbuję połączyć dwa żywioły. To jest często niewdzięczne zajęcie, ale niezbędne - mówi Radosław Mirski.
MATEUSZ WĘGRZYN: Najczęściej uważa się, że asystent tylko przygląda się pracy swojego przełożonego, ewentualnie robi kawę i nie bierze odpowiedzialności za poważne wyzwania. RADOSŁAW MIRSKI: Bardzo lubię przyglądać się i pić kawę, ale zacznijmy od tego, że są dwa rodzaje asystentów. Pierwszy to taki, który studiuje reżyserię albo teatrologię i po prostu przygląda się pracy, wtedy jest to rodzaj praktyk studenckich. Drugi to asystent zawodowy, który zajmuje się przygotowaniem spektaklu razem z reżyserem. W pewnym sensie wyręcza reżysera, najczęściej robi to, na co tamten nie ma czasu. A jeśli chodzi o kawę: kiedy robi ją dla reżysera, to sobie też robi, i kupuje ciastko, konwersuje przy kontuarze i nie śpieszy się zbytnio... A tak na serio, jeśli reżyser ma stać 10 minut w kolejce, to jest to 10 minut straconych dla procesu powstawania spektaklu. A średnio trzy kawy w jednym dniu dają pół godziny straty. - W przypadku Krzyśka Garbac