Gasną światła. Po spektaklu. Głowa zwieszona, sznurki splątane. Matowy gabit. Dziury zamiast oczu. Marionetka - nawet rzucona w kąt - przykuwa uwagę. Surowe drewno jest bardzo szlachetne. A gdy znajdzie się w dłoniach lalkarza, zaczyna fascynować. Dobrze animowana lalka w świetle reflektorów może stać się gwiazdą. - 50-latka Kubusia w Kielcach za kulisami odwiedziła Karolina Kępczyk z Gazety Wyborczej - Kielce.
Dziecko musi mieć swój teatr. Wygodny, bajkowy i piękny - powiedziała Irena Dragan, wchodząc jako dyrektor do Teatru Lalki i Aktora Kubuś w Kielcach 1 września 1981 roku. To miał być teatr głęboko ludzki w treści, piękny w formie i powszechny w oddziaływaniu. Dziś kielecka scena lalkowa obchodzi 50 lat istnienia. Pani dyrektor nie zapomina o słowach wypowiedzianych przed laty, a jej wizja artystyczna jest coraz pełniejsza. O teatrze mówi z dystansem. Pora reżysera. Czy to "Zając chwalipięta" Sergiusza Michałkowa, czy "Baśń o rycerzu Gotfrydzie" Haliny Górskiej, czy "Kichuś majstra Lepigliny" Janiny Porazińskiej - tytuł premiery zwykle wybiera jej reżyser. - Nawet jeśli nie reżyseruję, chętnie uczestniczę w narodzinach spektaklu. Służę radą. Czasem sama proponuję tytuł - tłumaczy Dragan. O sobie mówi: - W teatrze jestem generałem. Nie tylko egzekwuję. Także słucham. Z resztą teatr nie może być demokratyczny. Bez osobowości kierownik