Pamiętacie małe ojczyzny? To był wielki mit lat 90. XX wieku. Powstał na fali demokratycznych przemian, chodziło o zdecentralizowanie życia kulturalnego i zorganizowanie go na nowo wokół lokalnych tradycji i tożsamości. Wierzono, że na peryferiach przetrwała autentyczność, której brakowało w wielkich miastach - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.
Dlatego jeszcze w latach 80. na prowincję ruszyły grupy artystów i społeczników, by szukać nowych przestrzeni dla kultury. Gardzienice, Supraśl, Węgajty, Sejny, Michałowice, Legnica, Wałbrzych stały się przestrzenią artystycznego eksperymentu, w którym sztuka o wielkomiejskim rodowodzie konfrontowała się z lokalnymi społecznościami. Niestety, ten artystyczny transfer z miast na prowincję w ostatnich latach się zatrzymał. Samorządy, na które spadł ciężar utrzymania edukacji i służby zdrowia, niechętnie patrzą dziś na miejskich intruzów robiących niszową sztukę. Lokalni politycy wolą dawać pieniądze na masowe festyny i festiwale pierogów, bo to zapewnia im głosy wyborców. Przetrwały tylko te inicjatywy, które mają wsparcie państwa, jak Pogranicze w Sejnach, Teatr Gardzienice czy Teatr Wierszalin w Supraślu, lub regionu, jak legnicki Teatr im. Modrzejewskiej. Nowatorska kultura na prowincji znalazła się w niełasce. Dlatego najnowsza in