„Gusła” według „Dziadów” Adama Mickiewicza w reż. Grzegorza Brala w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Magda Mielke w Teatrze dla Wszystkich.
Twórca Teatru Pieśni Kozła Grzegorz Bral wraz z zespołem Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze stworzył spektakl plasujący się na pograniczu teatru i rekonstrukcji obrzędu. To nie tyle intelektualna refleksja nad tym, jak „Dziady” rezonują na dzisiejsze czasy, co wizualnie imponująca i emocjonująca podróż do pradawnych czasów.
Reżyserem spektaklu jest światowej sławy reżyser Grzegorz Bral, założyciel i lider Teatru Pieśni Kozła – jednego z najciekawszych i najbardziej znaczących przedstawicieli teatralnej awangardy. Teatru posługującego się bardzo oryginalnym językiem, opartego na ruchu i pracy z głosem, czerpiącego inspiracje z pradawnej kultury np. bałkańskiej. Te wszystkie typowe dla Teatru Pieśni Kozła elementy udało się przemycić do „Guseł”. Reżyser bardzo rzadko współpracuje z teatrami instytucjonalnymi, tym bardziej cieszy fakt, że w zielonogórskim teatrze doszło do powstania takiego spektaklu.
„Gusła” to przede wszystkim inscenizacja drugiej części Mickiewiczowskich „Dziadów”, ale spektakl wzbogacono też o fragmenty trzeciej i czwartej części, m.in. o okrojoną Wielką Improwizację. Niemniej kanwą przedstawienia jest rytuał „Dziadów”, który sugeruje już symboliczny tytuł. Obrzędowość i wspólnotowość przejawia się tu na wielu poziomach. Przestrzeń sceny okalają drewniane słupy, budzące zarówno skojarzenia z chrześcijańskim krzyżem, jak i indiańskimi totemami. Znajdujemy się w świątyni, mamy tu zarówno ołtarz, jak i katafalk. Elementy drewniane, ale i skóry, rogi, kości przewijają się też w świetnych kostiumach, niezwiązanych z żadną konkretną postacią (za scenografię i kostiumy odpowiada Adam Łucki), które uzupełnia zwierzęca charakteryzacja (Maria Kaczmarowska). Przestrzeń skąpanej w mroku sceny wypełniają dymy. Słowem – panuje ponura i niepokojąca atmosfera, którą wzmacnia pełna grozy, grana na żywo muzyka (m.in. cymbały, dudy, akordeon). Warstwa dźwiękowa wzmaga wrażenie, że wszyscy uczestniczymy w jakimś pierwotnym rytuale, w którym znika granica między sceną a widownią. Wszyscy jesteśmy nie tyle widzami, co uczestnikami przeprowadzanego obrzędu.
Po chwili na scenę zaczynają zlatywać się widma, czyśćcowe dusze. Rozpoczyna się obrzęd. Zaledwie godzinny spektakl ma świetny rytm i dynamikę, co w przeważającej mierze jest zasługą niezwykłej energii aktorskiej. Aleksander Podolak, Elżbieta Donimirska, Katarzyna Kawalec, Radosław Walenda, Romana Filipowska, Paweł Wydrzyński, Joanna Koc i James Malcolm tworzą nie tyle osobne kreacje, choć występom Kruka, Sowy czy Pasterki nie można odmówić jakości i emocjonalności, co z niezwykłą ekspresją budują wyrazisty, drapieżny chór.
Lubuski spektakl powstał jako projekt plenerowy, z którym twórcy jeździli do różnych małych miasteczek. Wystawiali go w ciekawych okolicznościach przyrody, zapalali ognisko i angażowali lokalną społeczność. Przeniesione na teatralną scenę przedsięwzięcie nie straciło swojej ceremonialności, stając się estetyczną ucztą, celebracją tańca i śpiewu oraz hołdem dla natury. I za to należą się twórcom ogromne brawa!