Czy w Gdańsku nie będzie konkursów na dyrektorów instytucji kultury dlatego, że władza chce by na stanowiskach kierowniczych pozostali "swoi" - pyta w artykule w GW Maciej Sandecki. Pyta retorycznie! Oczywiście, że o to chodzi, wyłącznie o to. I to nie tylko w Gdańsku - pisze Michalł Centkowski w felietonie dla e-teatru.
Napisano Ustawę, która w założeniu swym miała ucywilizować mechanizmy zarządzania kulturą. Bowiem Kultura dotychczas (wespół mam wrażenie z oświatą), traktowana była na szczeblu lokalnym, jako feudalnie zarządzana przechowalnia często bezużytecznych postaci z urzędniczych koszmarów rosyjskiej literatury. Bądź w "najlepszym" przypadku punkt zapalny, ostatni przyczółek, w którym artyści nierzadko odnoszący sukcesy, pożytkowali swą energię na bezsensowne zmagania z lokalnymi koteriami samorządowymi. Ustawa ta nakładała obowiązek przeprowadzenia zapewne niedoskonałej, jak cały ustrój demokratyczny, jednak najmniej spośród wszystkich narażonej w swych założeniach na manipulację, procedury konkursowej. Nieszczęściem ktoś, chcąc zapewne zminimalizować ryzyko problemów, przewidział tzw. lukę, umożliwiającą przedłużenie dyrektorskich umów ponad wspomnianą procedurą. I co się wydarzyło? Oto okazało się, że nie ma chyba w Polskiej