EN

21.11.2022, 15:48 Wersja do druku

Ponadczasowa noc

„Noc listopadowa” Stanisława Wyspiańskiego w reż. Leszka Zdunia z Teatru Klasyki Polskiej w przestrzeni Łazienek Królewskich w Warszawie. Pisze Marzena Kuraś w portalu Teatrologia.info.

fot. Muzeum Łazienki Królewskie

Stanisław Wyspiański w Warszawie był tylko raz, zimą 1898 roku. Odwiedził wówczas Łazienki, a spacer po tym historycznym ogrodzie stał się inspiracją do napisania Nocy listopadowej, jednego z ważniejszych jego dramatów. Gdzie więc, jak nie w Królewskich Łazienkach, w których odbywały się wydarzenia Powstania Listopadowego, pokazać tę sztukę. Miejsce to wykorzystał w swej telewizyjnej wersji inscenizacji Nocy listopadowej Andrzej Wajda w 1978 roku. Pomysł przygotowania plenerowego widowiska w 115. rocznicę śmierci Wyspiańskiego zrealizowany został przez Muzeum Łazienki Królewskie i Teatr Klasyki Polskiej.

Jest to pierwsza inscenizacja tego historycznego dramatu w miejscu wydarzeń z 1830 roku. Rozpoczyna się przed Szkołą Podchorążych i już tutaj elementy antyczne, mityczne i realnej rzeczywistości – Anno Domini 2022 i 1830 – zaczynają się przenikać, uzmysławiając pewien ponadhistoryczny wymiar przedsięwzięcia. Pallas Atena (Sylwia Zmitrowicz) – bogini sprawiedliwej wojny – stojąca na schodach przed Podchorążówką i górująca nad otoczeniem, wraz ze zwycięską Nike Napoleoniodów (Agnieszka Sitek), Nike spod Termopil (Anna Ułas), przynoszącą wieniec chwały, i dołączającą do nich Nike spod Cheronei (Agata Klimaczak-Kołakowska), zapowiadającą śmierć, przygotowują przebieg walki „Polski z Carem”. Gdy Pallas „stawia grot”, na dziecińcu przed Podchorążówką zjawia się Wysocki, zwołuje żołnierzy okrzykiem „Hej bracia, dzieci, żołnierze za broń, za broń, za broń!” i tak rozpoczyna się dramat Powstania Listopadowego i łazienkowskie widowisko, przywołujące wizję ówczesnych wydarzeń Wyspiańskiego, wyreżyserowane przez Leszka Zdunia. Tu pojawiają się tańczące przed walką Niki (grupa taneczna „Inwencja” z Brzegu), które później przeobrażą się w Eumenidy, Erynie, Kery i zaskakiwać będą przemieszczających się widzów, niespodziewanie wyłaniając się z ciemności tuż obok nich. Jest w tym coś z atmosfery Snu nocy letniej Shakespeare’a.

Idea spektaklu, by pójść śladami wędrówki Wyspiańskiego przez Łazienki, warunkowała scenariusz inscenizacji, w którym uwzględnione zostały przede wszystkim wątki rozgrywające się w scenerii parku. Przewodnikiem po nim była szaroniebieska postać Eola, smukła i wysoka, tak by ją wszyscy mogli dobrze widzieć i za nią podążać, sunąca po alejkach na elektrycznym segwayu niczym powiew wiatru.

W sumie widowisko składało się z pięciu scen. Poza wspomnianą już pierwszą, przed Podchorążówką, druga i czwarta miały miejsce przed Pałacem na Wyspie – te w dramacie rozgrywały się w Belwederze – trzecia odbywała się pod pomnikiem Sobieskiego, a piąta w Amfiteatrze, w którym widzowie mogli po blisko godzinnym chodzeniu po bajecznych ogrodowych ścieżkach, zająć miejsca na półkolistej widowni i poczuć się niczym w antycznym greckim teatrze.

Większość wątków z dramatu Wyspiańskiego została włączona do realizacji Zdunia i wydaje się, że taka plenerowa wersja inscenizacyjna mogłaby być jeszcze bardziej skrócona. W scenach belwederskich, przeniesionych przed Pałac na Wodzie, świetnie wypadł Wielki Książę grany przez Szymona Kuśmidra, bardzo dobrze mówiącego tekst Wyspiańskiego, z delikatnym akcentem i zaciąganiem. Jego żona Joanna (Lidia Sadowa) widzi łuny nad Warszawą, Kuruta (Marcin Kwaśny) donosi o zamieszkach w mieście, a generał Gendre (Jacek Król) chce, by książę wyjechał. Zjawia się Makrot (Maciej Maciejewski), tajny carski agent, który potwierdza wieści o spisku na życie Księcia. Ale Konstanty, otrzymawszy od brata, cara Aleksandra I, pełnomocnictwo w sprawach rządzenia Polską, bagatelizuje niebezpieczeństwo.

Kolejna scena odbywa się na tle pomnika Jana III Sobieskiego. Jest to jeden z ważniejszych momentów w całym dramacie. Demeter (Anna Ułas) żegna swą córkę Korę (Dorota Bzdyla) udającą się do Hadesu. Odejście Kory do podziemnego królestwa, zapowiadające w mitologii obumieranie przyrody i nadejście zimy, tu wskazuje na konieczność złożenia ofiary z życia, by mogło narodzić się nowe. Dlatego Kora mówi: „Umierać musi, co ma żyć”. W widowisku Zdunia jest to jedna z piękniejszych scen – dwie boginie, w blasku pochodni, podświetlone na tle pomnika polskiego króla, zwycięzcy spod Wiednia, zapowiadają odrodzenie Polski. Obok nich Ludwik Nabielak (Filip Kowalczyk), organizator cywilnej grupy spiskowców i Seweryn Goszczyński (Mateusz Grydlik) wraz z grupą podchorążych, pomagający w ataku na Belweder. Demeter wzywa Eumenidy i pięć tancerek zjawia się na mostku, by chwilę później rozbiec się wśród widzów i podążyć z nimi w kierunku Pałacu. Widzimy, jak świat mityczny obok realnego historycznego współistnieją ze sobą, ale pozostają niezależne. I tu niespodzianka – nagle Agrykolą pomiędzy boginiami, Eumenidami i spiskowcami przejeżdżają dwa radiowozy na sygnałach. Trochę przeszkadzają w odbiorze i rozbijają obraz, zmieniając jednocześnie jego semantyczną wymowę. Tak Narodowe Święto Niepodległości 11 listopada 2022 roku wpisuje się w tę historię listopadowej nocy. Baśniowe wręcz zakończenie tej sceny wieńczy podpływająca w kierunku pomnika łódź Charona, prowadzona w ciemności słupem światła. Zastanawia jedynie, dlaczego na łodzi stoi piękna Kora. Może ta opiekunka dusz zmarłych ma być zapowiedzią przyjęcia do swego królestwa poległych tej nocy w walce. Rzeczywiście zjawi się na końcu, by do Charonowej łodzi zabrać zabitych. Gdy oświetlające most i pomnik reflektory gasną, w głośnikach wzmaga się szum wiatru przechodzący w Etiudę rewolucyjną Fryderyka Chopina.

fot. Muzeum Łazienki Królewskie

W następnej odsłonie, rozgrywającej się od północnej strony Pałacu i w kolumnadzie zachodniej, widzimy skutki ataku powstańców na Belweder. Zabity zostaje generał Genre, a spiskowcom udaje się zbiec dzięki pomocy Joanny. Do Pałacu przybywa Stanisław Potocki (Dariusz Kowalski), były generał-adiutant cara Aleksandra I, tajny radca na dworze Królestwa Polskiego. Konstanty wydaje rozkaz zniszczenia Warszawy.

Ostatni przystanek wypada w łazienkowskim Amfiteatrze. Wielka szkoda, że warunki techniczne nie pozwoliły, by ostatnie sceny pokazane zostały na deskach teatru, na których, pod warunkiem, że nie wieje zbyt silny wiatr, mogło zagrać jedynie trzech aktorów. Byli to występujący w Teatrze Rozmaitości dwaj Satyrzy i Kudlicz śpiewający razem kuplety, tańczący i parodiujący Wielkiego Księcia. Wspominają też wydarzenie świadczące o respekcie, jaki Konstanty ma dla Józefa Chłopickiego, zasiadającego na widowni teatru. Reszta postaci grała niestety przed sceną, przez co nie była dla wszystkich dobrze widoczna. Generał Chłopicki, kreowany przez Jarosława Gajewskiego, mocnym, zdecydowanym głosem prowadził dialog ze stojącą na górze Amfiteatru Nike Napoleonidów, zachęcającą go do przewodzenia powstaniu. Chłopicki gra z nią w karty, które mają zdecydować o losie prowadzonej walki. Pokazują one, że Wielki Książę ucieknie, a Polska przegra. I tu nagle akcja zaczyna przyspieszać. Przedstawiane są także wydarzenia rozgrywające się u Wyspiańskiego w Alejach Ujazdowskich.

Gdy na scenie, a właściwie przed nią, rozgrywa się dramat, nad Amfiteatrem, po lewej stronie, na gałęziach starego, już bezlistnego drzewa śpią spokojnie łazienkowskie pawie, wyglądające w wieczornym mroku jak jakieś dziwne stwory. Wydarzenia budzą jednego z nich, przenosi się na inną gałąź, by spokojnie drzemać dalej.

W Amfiteatrze zjawiają się Pallas, Hermes (Mateusz Grydlik), Ares (Szymon Kuśmider), Potocki i Wysocki, który prosi carskiego adiutanta, by poszedł z nimi. Ten odmawia. Słychać głosy rosyjskich żołnierzy, padają strzały. Zabici odpłyną potem Charonową łodzią, którą przybyła po nich Kora. U Wyspiańskiego zabiera ich Hermes. Gdy na zakończenie zjawia się generał Wincenty Krasicki (Michał Chorosiński) chcący zaprzestać rozlewu krwi, Książę stwierdza, że nawet Polacy nie wierzą w Polskę. Każe przyprowadzić od wielu lat więzionego w Belwederze Waleriana Łukasiewicza (Arkadiusz Janiczek), którego nazywa „Prometeuszem polskim”. I jego monologiem „Wytrwania! Wytrwania, o dajże im Boże, niech siły ich się nie zmarnią” kończy się widowisko. Przy dźwiękach wojskowego marsza Wielki Książę i Kuruta wyprowadzają Łukasińskiego, za nimi idzie trzydziestoosobowy oddział wojsk rosyjskich (grupa rekonstrukcyjna Wojskowej Akademii Technicznej), a marsz przechodzi w ledwie słyszalnego Mazurka Dąbrowskiego.

Świat mitologicznych bogów, cały czas obecny w realizacji Leszka Zdunia, decydujący niejako o zwycięstwie lub przegranej powstańców, z jednej strony przydaje widowisku nieco fatalizmu, ale z drugiej nadaje rys uniwersalizmu i nieskończoności. Czas i przestrzeń mityczna zderzające się w widowisku z czasem i przestrzenią historyczną, przenikają jednocześnie tkankę doraźności. Widowiska plenerowe rządzą się swoimi prawami. W tym przypadku sytuację dodatkowo utrudniało przemieszczanie się widzów, których przyszło blisko 500. Trudniej było wszystko dokładnie usłyszeć, łatwiej było zobaczyć, choć z dość dużej odległości. Dlatego niebagatelną rolę odegrało w spektaklu oświetlenie i scenografia Marka Chowańca, znakomicie wykorzystujące naturalne tło parku. Muzyka Rafała Odrobiny, podkreślająca wymowę i ideę widowiska, z odwołaniami do antycznych lir i harf, stawała się jego integralną częścią. Realizatorzy inscenizacji, co wyraźnie widać, docenili niezwykłą umiejętność Wyspiańskiego, który swe poetyckie wizje potrafił tworzyć także z efektów pozaliterackich. Tę bogatą, malowniczą wizyjność, zestawioną z konkretnymi wydarzeniami historycznymi, przedstawili twórcy niejako w żywych obrazach, które na długo pozostaną w pamięci. Aktorzy w kostiumach z epoki (Aleksandra Reda, Agata Stanula), w majestatycznych łazienkowskich krajobrazach zastygali na chwilę w określonych sytuacjach i pozach, tworząc malarskie wizje. I na tym polegała według mnie największa siła i moc tej inscenizacji.

Widzowie opuszczający Amfitear wchodzili niemal wprost na oddział carskich żołnierzy z bronią na ramieniu. Przywołane dopiero co wydarzenia z Nocy listopadowej w obliczu wywołanej przez Rosję wojny uzmysławiają nowy wymiar i wydźwięk Historii z jej ponadczasowością.

Zamysł przygotowania plenerowego widowiska z tak liczna obsadą (ponad 20 aktorów), w którym wzięło udział 500 widzów, był wielkim wyzwaniem nie tylko artystycznym, ale także logistycznym i technicznym. Za to należy się uznanie koordynującej całość Joannie Szumańskiej, Pełnomocnik Dyrektora Muzeum Łazienek do Spraw Teatru. Miejmy nadzieję, że zapowiadane kolejne wystawienia Nocy listopadowej w Łazienkach w następnych latach uda się zrealizować.

Tytuł oryginalny

PONADCZASOWA NOC

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Marzena Kuraś

Data publikacji oryginału:

17.11.2022