- W świecie, który tak bardzo zaciera granice geograficzne i tożsamościowe, w którym miasta przestają się czymkolwiek różnić, w którym młodzi ludzie mówią kilkoma językami i mają cudzoziemskich partnerów, Polska przestaje być ważna - tu się wraca na pierogi i ogórki, ale to wszystko - rozmowa z Dorotą Masłowską w Newsweeku.
Piotr Bratkowski (Newsweek): Co myślisz o tej 18-letniej Masłowskiej, która zadebiutowała "Wojną polsko-ruską" i odniosła gigantyczny sukces? Co po niej zostało? Dorota Masłowska: Nie chciałabym już nigdy nią być! Ten sukces pozwolił mi na wykonywanie zawodu pisarza, który - jak sądzę - jest zgodny z moimi predyspozycjami. Ale ten okres był bardzo dla mnie trudny i bezsensowny, i otwieranie puszki Pandory ze wspomnieniami o nim mnie nie kusi... Piotr Bratkowski (Newsweek): A wtedy dobrze się ze sobą czułaś? Dorota Masłowska: Źle. Piotr Bratkowski (Newsweek): Takie odniosłem wrażenie, gdy poznaliśmy się wtedy na kameralnej pijatyce u naszego wspólnego przyjaciela - i twojego dotychczasowego wydawcy - Pawła Dunina-Wąsowicza. Z jednej strony "ta Masłowska", cudowne dziecko polskiej literatury: niewiele pije, w ogóle się nie odzywa. A obok - grono mniej lub bardziej starszych facetów, którzy grzeją się w cieple twojego młodzieńczego sukcesu. Jako�