W Operze Narodowej usunięto sprawną dyrekcję stopniowo zaprowadzającą teatr do ligi europejskiej na rzecz nieudolnego, kierującego już kiedyś warszawską operą menagera popieranego przez PiS. W Szczecinie odwołano właśnie dyrektora Opery na Zamku, wybranego dwa lata temu na drodze konkursu i po zmianie statutu teatru zakładającego oddzielenie funkcji dyrektora naczelnego i artystycznego. Dlaczego w Polsce nawet dyrektor teatru czy opery musi być "czyjś" - z politycznego nadania?! - pyta Maciej Deuar w Kurierze Szczecińskim.
Polityka ogarnia wszystko, nawet operę, a społeczeństwo obywatelskie schodzi do podziemia - takie zdanie usłyszałem niedawno, nomen omen, pod ziemią, w pewnej szczecińskiej kawiarniano-klubowej piwniczce. Owińmy wokół tego zdania parę przypuszczeń. Ostatnie wybory samorządowe pokazały, że wybory, a więc można domniemywać, że i sama polityka mogą się oprzeć mętnym zawirowaniom polityki centralnej. W wielu polskich miastach i gminach wybrano przede wszystkim dobrych, sprawdzonych gospodarzy - barwy polityczne zeszły na dalszy plan. Gdy jednak politycy tak bardzo się mieszają do kultury, zmieniają dyrektorów teatrów jak rękawiczki, dyktują przez telefon "strategie rozwoju" instytucji artystycznej lub w imię nieznanej nikomu poza nimi "nowej strategii" rozwalająjak domek z kart poprzednią, już widoczną i dobrze rokującą... O, to już coś - mówiąc językiem młodzieżowym - nie halo. To coś, co pachnie nie tak przecież znowu odległą przeszłoś