„Mleko w tubce – o dzieciństwie w latach 90” Agaty Biziuk i Anny Domalewskiej w reż. Agaty Biziuk w Fundacji Analog w Warszawie. Pisze Andrzej Lis, członek Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Najpyszniejszą oranżadą była wtedy ta w proszku, którą zlizywało się prosto z dłoni. Do tego powiew Zachodu zamknięty w butelce coca-coli i czekoladowe, wielokolorowe drażetki, czyli czeskie lentilki, które śmiało mogły konkurować z rodzimymi żelkami. I jeszcze ciepłe lody, guma do żucia Turbo (szczególnie cenna dla kolekcjonerów!), równie kultowa guma Donald oraz okrągłe lizaki na patyku z kolorowymi wzorami, dostępne w niemal każdym szkolnym sklepiku. Dużą popularnością cieszyły się też kukułki – cukierki z odrobiną alkoholu, o czym niektórzy wiedzieli. No i przede wszystkim mleko w tubce, przysmak nad przysmaki. Gęste, aksamitnie kremowe i bardzo słodkie. Hit przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych.
Smaki dzieciństwa na zawsze pozostają w naszej pamięci, stając się echem minionego czasu. Równie ważna, może nawet dla wielu ważniejsza, jest pamięć zamknięta w przedmiotach, tych szczególnych kapsułach przypominających nam o pierwszych zachwytach, spotkaniach czy pasjach. Większość z nich ma znaczenie tylko dla właścicieli, jak kamyk znad morza, który jak się później okazało nigdy morza nie widział. Inne są znakiem rozpoznawalnym dla całego pokolenia – jak kolekcje znaczków, a później karteczek, pracowicie gromadzonych przez tygodnie, miesiące czy lata, wymagające przemyślanych wymian i strategicznych sojuszy, rozbudowanej sieci kontaktów i dużo serca. Wiadomo przecież, że zbieracz karteczek z Kubusiem Puchatkiem jest gotowy do największych poświęceń, byleby tylko zdobyć upragniony przedmiot, który dopełni jego kolekcję. Podobnie dużo emocji mogło budzić PlayStation, które dla wielu – jak się okazało w opowieści jednej z bohaterek przedstawienia – było niezwykle pożądanym trofeum z okazji Pierwszej Komunii. Cenny był także paszport, który w końcu mógł bez przeszkód zagościć w każdej domowej szufladzie. Ta niepozorna książeczka była symbolem niezależności, wolności, nieograniczonych możliwości podróży. Chociaż dla większości te nowe przywileje i tak pozostawały w sferze marzeń, a „za granicę” jeździło się co najwyżej na tereny pracowniczych ogródków działkowych, blisko domu. Bardziej zajmujące były podróże odbywane z pilotem telewizyjnym w dłoni. Każda zmiana kanału przenosiła oglądającego w inną część świata. Otwierały się nowe szanse i możliwości – na wygraną w teleturnieju, na bycie cudownie uzdrowionym, na chwilę w pełnej przepychu rezydencji bohaterów ulubionego serialu, na poczucie się częścią ich życia, może nawet nimi samymi.
Wiele spośród tych pamiątek łączy się z tęsknotą za czymś, co nieosiągalne, choć bliskie na wyciągnięcie ręki. Ale były przecież też pamiątki bardziej indywidualne, po latach zapomnienia odkrywane na nowo. To zdjęcia w rodzinnych albumach – każde niosące swoją własną historię. To kroniki dokumentujące życiowe kroki milowe – pierwszy uśmiech, pierwszy ząbek czy pierwsze słowo. To listy i wszelkie inne przedmioty zawierające pamięć o szczególnie drogich lub ważnych momentach.
W takiej rzeczywistości „scenograficznej”, wśród rekwizytów i wspomnień, poruszają się bohaterowie przedstawienia Mleko w tubce, tworząc spektakl na pograniczu paradokumentu pokazującego rzeczywistość okresu transformacji ustrojowej. Wtedy to dzisiejsi trzydziesto-czterdziestolatkowie poznawali siebie i otaczający ich świat. Bohaterowie przedstawienia Agaty Biziuk i Anny Domalewskiej: Malwina (Malwina Czekaj), Iza (Izabela Zachowicz), Rafał (Rafał Derkacz), Miłosz (Miłosz Konieczny), Marek (Marek Zimakiewicz) zagrali postaci wzorowane na nich samych. Słowami napisanymi przez autorki opowiedzieli o doświadczeniach wspólnych dla osób, których dzieciństwo przypadało na lata dziewięćdziesiąte. A także o wspomnieniach bardzo osobistych, o momentach śmiesznych i dowcipnych oraz smutnych, często wręcz traumatycznych. Aktorzy grają przede wszystkim siebie, czasem swoich rodziców, a nawet babcie czy dziadków. Grają też siebie sprzed swoich urodzin, swoje rodzeństwo, kolegów i koleżanki oraz wszelkie inne postacie, które występują w opowieściach.
W przedstawieniu reżyserowanym przez Agatę Biziuk są dwa kompozycyjne porządki. Pierwszy skonstruowany jest wokół zdjęć, seriali telewizyjnych, teleturniejów. Wokół kultury obrazkowej i popkultury, do których z nostalgią wracają dzisiaj kolejni twórcy. Przywołują oni w swoich dziełach prawdziwe fenomeny tamtych lat, takie jak Dynastia, odczytywana dzisiaj na nowo. Drugi porządek to porządek słowa – zapisów z pamiętników, charakterystycznych sloganów reklamowych czy kwestii z popularnych programów telewizyjnych. W spektaklu oba te porządki kontrapunktowane są scenami bardziej osobistymi, utkanymi na kanwie słodko-gorzkich wspomnień z dzieciństwa, których wagę nadaje sam fakt przechowania ich w pamięci przez narratora. Powaga przeplata się z humorem, a dziecięca wyobraźnia nadaje wybranym chwilom często karykaturalno-ironiczną formę – tak jest chociażby w przypadku opowieści o Pierwszej Komunii i wymarzonej nagrodzie, której wizja zamieniła całe podniosłe przygotowania religijne w grę wideo, którą trzeba przejść, by otrzymać upragniony przedmiot. Wiele spośród krótkich dialogów ma głębszy, bardziej uniwersalny charakter, obnażający hipokryzję starszych. Rysy, pęknięcia, smutki i żale są tu nieodłącznym elementem pamięci o dzieciństwie. Beztroskim i radosnym być może tylko w narracji ówczesnych dorosłych.
Równie ważną rolę pełni w spektaklu muzyka – aktorzy, będący grupą absolwentów wydziałów lalkarstwa z Białegostoku i z Wrocławia, pokazali, że nie tylko potrafi zagrać wiele zróżnicowanych ról, uruchamiając dla każdej z granych postaci inne, autentyczne emocje, ale też, że potrafią zaśpiewać żartobliwe parodie muzycznych szlagierów reklamowych tamtego okresu. Fragmenty muzyczne spektaklu, będące dziełem bardzo utalentowanego, młodego wrocławskiego kompozytora Grzegorza Rdzaka, funkcjonują jako puenty poszczególnych „mikropowieści” w całym ciągu teatralnych zdarzeń.
Mleko w tubce może być postrzegane jako nostalgiczno-krytyczny głos opowiadający o wspólnocie przeżyć pokolenia urodzonego w okresie transformacji. Ale może też być wyrazem bardziej uniwersalnej tęsknoty za okresem dzieciństwa, czasem, kiedy świat wydawał się być wypełniony niekończącymi się możliwościami. „Ach, gdyby można było być znów czystą kartką, zanurzyć się w dzieciństwie nie biorąc rzeczy do siebie, wykasować błędy, nauczyć się żyć na nowo, nie dając się nadszarpnąć”. Przeżyć życie raz jeszcze i raz jeszcze zbudować wszechświat złożony ze zwykłych-niezwykłych pamiątek i wspomnień, obrazów, dźwięków i ulubionych smaków.