- Mój przyjazd do Gdańska to był przypadek. Miałem już podpisany angaż do Rzeszowa, ale Konrad Swinarski szukał obsady do "Smaku miodu" i poprosił o pomoc Aleksandra Bardiniego, który był moim opiekunem roku w szkole teatralnej. Bardini przeczytał sztukę i wskazał do głównych ról mnie i Elę Kępińską - swój sezon w Teatrze Wybrzeże wspomina aktor WŁADYSŁAW KOWALSKI.
Z Władysławem Kowalskim [na zdjęciu w "Zmierzchu bogów" w Teatrze Wybrzeże], aktorem, rozmawia Gabriela Pewińska: Pewna starsza pani teatromanka wyznała mi niedawno: "Ten Kowalski wciąż za mną łazi! Od 50 lat!" Pierwszy raz zobaczyła Pana na gdańskiej scenie w "Smaku miodu", pół wieku temu. Niedawno poszła na "Zmierzch bogów". Dla Pana. Mówi do mnie: Nie zmienił się nic a nic! Tylko brodę mu dokleili... - (śmiech) Bardzo miłe są takie powroty do przeszłości. To wzruszające, że ktoś może pamiętać jakiegoś aktora sprzed tylu lat. W końcu mówimy o mojej pierwszej roli! Znowu nie tak doskonałej, bo przecież niewiele jeszcze wtedy umiałem. Ale coś w tym musiało być, skoro ta pani mnie zapamiętała... Nie tylko ona... - To był taki sprzyjający nam, aktorom czas. Tamten sukces to nie tylko sukces mój czy Eli Kępińskiej, która w "Smaku miodu" grała główną rolę, to też zasługa dyrektora gdańskiej sceny Zygmunta Huebnera. To on,