„Dolce vita” Julii Holewińskiej i Kuby Kowalskiego w reż. Marcina Hycnara w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Katarzyna Harłacz w Teatrze dla Wszystkich.
Teatr Współczesny w Warszawie zaprasza, dosłownie i metaforycznie, na warszawski Plac Zbawiciela – do mieszkania typowego przedstawiciela młodego pokolenia, któremu nieobce jest śmiałe korzystanie z dobrodziejstw tego świata.
Dzięki pomysłowym zabiegom powstał spektakl na wskroś współczesny – mówiący o obecnym pokoleniu, wykorzystujący nowoczesne techniki i pomysły działające na wyobraźnię (np. zabieg ukazania głównego bohatera przytwierdzonego do ściany, jakby był oglądany z perspektywy górnej, podczas snu), z wielowarstwową, rozwijającą się i komplikującą z czasem (choć początkowo dosyć prostą) fabułą i logiką przedstawienia tematu.
Nie obeszło się bez zabawnych, aktualnych odniesień do polskiej polityki, prześmiesznych parafraz słów celebrytów, polityków i wszelkiego rodzaju sławnych ludzi. Pojawiło się także wiele popularnych zwrotów znanych z potocznego języka – sformułowań niskiego lotu, które weszły do codziennego języka, i które wypowiadane często machinalnie i bezmyślnie pokazują, na jakim poziomie utknął człowiek.
Główny bohater, Marcello, to inteligentny i wrażliwy młody mężczyzna, ale trochę zagubiony w życiu. W tym lekkim pogubieniu zapomina o sprzątaniu w mieszkaniu, obowiązkach w pracy, notorycznie zdradza swoją dziewczynę i ucieka od decyzji o ustatkowaniu się, nie mogąc zdecydować się na żadną z partnerek. Ma wiele marzeń, poetycką duszę i wrażliwość w odbiorze świata, którą próbuje przelać na papier, głęboko marząc (i powoli realizując te marzenia) o napisaniu książki o (swoim) życiu. Ale w tych wszystkich ambicjach przerasta go proza życia. Rodzice nie rozumieją go. Ojciec lekceważy i nie docenia. Nadopiekuńcza matka z determinacją niańczy dorosłego syna, wyręcza go w obowiązkach i nie pozwala na usamodzielnienie się – a tym samym nieświadomie robi mu krzywdę (mimo że głęboko w sercu chce dla niego dobrze). Taka typowa Matka-Polka – czyli wszechobecny mit społeczny, którym nasz naród się chlubi. Zresztą jak wszelkimi innymi rodzajami posłannictwa czy mesjaństwa.
Na domiar złego Marcella napastuje surowy szef groźnie przypominający o deadline’ach w pracy. Dziwne sytuacje nawarstwiają się i komplikują – ku uciesze widzów, ale bohater raczej jest tym wszystkim przytłoczony, wolałby uciec w świat iluzji telewizji lub Facebooka, albo przytulić się jak dziecko do mamy. Jego kolorowe przygody, dziejące się w rytmie popularnej muzyki, m.in. Lambady – słynnego na całym świecie w latach 80. brazylijsko-boliwijskiego tańca, poprzetykane zostały krzykliwymi telewizyjnymi show i wiadomościami (o wszystkim i o niczym), ucieczką w sen lub w przepastny świat Facebooka.
Mimo dużego nawarstwienia zdarzeń i komplikacji emocji widz nie zostaje osamotniony z końcowym przesłaniem. Ostatecznie matka dojrzewa (przechodzi wręcz wewnętrzną rewolucję), uświadamia sobie, jak jej nadopiekuńczość była niedojrzała i zabierała wolność jej i synowi – i dzieli się z nim swoimi spostrzeżeniami. A Marcello – raczej zmuszony okolicznościami zewnętrznymi, niż ośmielony własną dojrzałością – skłania się ostatecznie do podjęcia decyzji życiowych.
„Dolce vita” to spektakl z dużą dawką humoru, świetnie zagrany (i zaśpiewany). Bardzo dobrze został pokazany obraz współczesnego młodego człowieka – niepozbieranego wewnętrznie, żyjącego nocnym życiem, od imprezy do imprezy, i uciekającego przed życiową odpowiedzialnością. Plotkarski serwis Pudelek uległ zabawnej personifikacji (przyjął wygląd słodkiego szczeniaczka, choć dosyć potężnych rozmiarów, ubranego w kiczowaty róż), podobnie komiczną formę cielesną przyjęło wyskakujące wszędzie, wciągające w swój świat bóstwo Facebooka. Do tego wspaniale zostały wyśmiane nasze narodowe prawicowo-lewicowe konflikty poglądów, przekonanie o swojej racji i brak otwartości na inny światopogląd. Czyli prawdziwy obraz Polaka w nieco krzywym, ale w sumie, w bardzo prawdziwym zwierciadle.