"Podmieniec", monodram Marcina Tomkiela w reż. Karola Smacznego. na Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Lalek dla Dorosłych Metamorfozy Lalek w Białymstoku. Pisze Marek Waszkiel na swoim blogu.
Festiwale lalkowe, po wielu miesiącach zastoju i niemal dwóch martwych sezonach, wreszcie odżyły. Może na chwilę, może już na zawsze, zobaczymy. Wciąż jeszcze trudno wybrać się poza granice Polski, ale i u nas się dzieje! Po łomżyńskiej Walizce, rzeszowskiej Maskaradzie, teraz trwają białostockie Metamorfozy Lalek. Właściwie ich pierwsza odsłona, odbywająca się w kolejne weekendy, bo drugą (także weekendową) zaplanowano na wrzesień, choć wówczas już będzie niezwykle gęsto.
Do snucia tych blogowych refleksji wybieram spektakle, które sprawiły mi wyjątkową radość. Nie chcę pisać o przedstawieniach – moim zdaniem – wątpliwej jakości, ani o propozycjach, które nie powinny zaistnieć na lalkowych scenach, choć często tam się pojawiają. I na razie wciąż nie mogę nadążyć z rejestrowaniem przedstawień, które mnie poruszyły. W kolejce czeka m.in. zdobywca Grand Prix w Łomży hiszpański 2062 Karli Kracht & Andrésa Beladieza czy jeden z najpiękniejszych spektakli, jakie widziałem w ostatnich latach, Eh man he hiszpańskiej grupy Zero en Conducta. Ten ostatni, otwierający Metamorfozy Lalek, oglądałem już dwukrotnie, napisałem kilka zdań zaraz po premierze, przed dwoma laty, ale czekam na jeszcze jedno spotkanie, bo to spektakl bez mała filozoficzny, analizujący istotę lalki i wyjątkowo perfekcyjny.
Dziś troszkę o Podmieńcu, którego premiera w ramach Metamorfoz Lalek odbyła się wczoraj. Być może ten spektakl jest zapowiedzią przyszłej grupy teatralnej Smaczny – Tomkiel. Czas pokaże. Potencjał obydwu artystów jest pokaźny, a talenty nieprzeciętne. Karol Smaczny ma za sobą dwie dekady działalności lalkarskiej, zaczynał w studenckiej grupie DZRT i w zasadzie pozostał wierny teatrom niezależnym, wiążąc się na dłużej z Towarzystwem Wierszalin – Teatr, potem Teatrem TrzyRzecze, ale współpracował też jako reżyser i aktor ze scenami dramatycznymi i lalkowymi w różnych miastach. Marcin Tomkiel zbliża się dopiero do finału studiów lalkarskich w białostockiej Filii Akademii Teatralnej. Obydwaj od dawna są silnie zaangażowani w pracę ze środowiskami wykluczonych, niepełnosprawnych, ludzi odbiegających od powszechnie akceptowanych norm. I Podmieniec Tomkiela jest właśnie o takim uwięzionym na wózku inwalidzkim Marcinie, który nie chce wyrzec się prawa przynależenia do otaczającego go świata.
Dobry, zwięzły, ostry, akcentujący najważniejsze sprawy tego braku akceptacji inności tekst Tomkiela, skorygowany literackim okiem Maliki Ledeman, uzupełniają świetne songi z tekstami Ledeman do muzyki skomponowanej przez Jakuba Olszewskiego, towarzyszącego na żywo spektaklowi. Karol Smaczny zajął się reżyserią całości oraz wraz z Tomkielem jest autorem lalek i przestrzeni. Lalki, naturalnej wielkości, bliższe manekinom, są zawieszone na linach, wysoko ponad sceną, stanowią atrakcyjny entourage, a kiedy trzeba zjeżdżają w dół, wchodząc w rozmaite relacje z aktorem.
Rzecz dzieje się w skromnej przestrzeni ni to mieszkania, ni to pracowni, osłoniętej z tyłu białym płótnem, na którym bohater w pierwszych sekwencjach ogląda ze starego zapisu wideo kadry pokazujące bawiące się dzieci. Może ogląda siebie samego w dzieciństwie? Po drodze musiał zdarzyć się wypadek, który przykuł go do wózka. Ale Marcin nie zrezygnował ze swoich intelektualnych i artystycznych pasji. Odradzono mu jednak zdawanie do szkoły teatralnej. Aktor na wózku – niemożliwe! Nie zrezygnował jednak ze świata teatru, poznawał literaturę, zbudował swój domowy maleńki papierowy teatrzyk, w którym on sam, mały Marcin, jest niewielką tekturową postacią, z którą dialoguje bohater. Ten mały Marcin wisi na sznurku sięgającym inwalidzkiego wózka i z nim aktor chwilami konwersuje, zmieniając jedynie swój głos. By odegrać wyobrażoną scenkę z innymi postaciami teatralnymi, Hamletem i Makbetem, dokonuje ekwilibrystycznych czynności, czołgając się po podłodze. To jedna ze wstrząsających scen wymagających nie lada fizycznej sprawności.
Spektakl przywołuje kilka obrazów punktujących brak akceptacji dla inności. Natalka (jedna z początkowo wiszących u góry lalek), młodzieńcza miłość Marcina, stanowczo i bez skrupułów porzuca inwalidę, gdy ten wyznaje swoje uczucia. Znakomita aktorsko jest scena rozmowy Marcina z potencjalnym pracodawcą. Tomkiel gra jednocześnie dwie postaci, zmieniając nie tylko tembr głosu, ale błyskawicznie odmieniając mimikę, kreując doprawdy fizycznie dwie różne postaci, choć zdejmuje tylko lub na powrót nakłada czerwoną dzianinową czapkę. Kolory czerwieni i bieli pojawiają się zresztą w różnych sytuacjach: w charakteryzacji twarzy aktora, kostiumach postaci. Czerwień jest chyba zawsze związana z jakimś aktem przemocy, agresji, ale trudno uwolnić się od sugestii, że to też element naszych barw narodowych, że wszystko, co się dzieje na scenie jest jakimś odniesieniem do konkretnej, polskiej sytuacji i warunków.
Świetne teksty songów punktują powszechną nietolerancję. Tomkiel wykonuje je na różne sposoby. Czasem są to gwałtowne protesty, niekiedy niemal liryczne kołysanko-ballady. Muzyka Olszewskiego świdruje niekiedy ucho widza, by za chwilę ukoić, uspokoić emocje, poddać się chwilowemu nastrojowi. Piękne są też światła Macieja Iwańczyka, który ma na BTL-owskiej scenie techniczne możliwości budowania dramaturgii zdarzeń.
W finale przedstawienia i trochę ku zaskoczeniu widzów, Tomkiel podnosi się z inwalidzkiego wózka. Po wykonaniu wspaniałego choreograficznie układu ruchowego rzuca się w szczelinę między białymi płótnami horyzontu, jakby wyskakiwał przez okno. A może naprawdę odleciał, przeciął tę kruchą nić wiążącą go z codziennością, pozwolił wyobrazić nam sobie swoje marzenia i popełnił samobójstwo? To jedna z interpretacyjnych możliwości, zrealizowana z wielką klasą i jednak silnie prawdopodobna.
Mam nadzieję, że ten spektakl trafi szeroko do widzów w całym kraju. Jest nie tylko artystycznie atrakcyjny, ale odnosi się do coraz powszechniej powracającego tematu niepełnosprawności, społecznej akceptacji, równych szans, o czym opowiada z wyjątkową kulturą, smakiem, życzliwością i empatią. Przed opuszczeniem sali teatralnej przeżywamy rodzaj katharsis, co w teatrze współczesnym doprawdy jest rzadkością.
No i może warto podkreślić, że spektakl powstał całkowicie ze środków własnych artystów. Nabiera to szczególnego znaczenia w kontekście innej premiery odbywającej się tego samego dnia, wystawnej, na swój sposób efektownej i całkowicie obojętnej. Coraz częściej mam przekonanie, że pandemia uruchomiła w Polsce coś nowego, zainspirowała młodych artystów do wypowiadania się własnym głosem. Najpierw Natalia Sakowicz z Romansem, potem Łukasz Batko z Bezimiennym / Nieznanym, teraz Smaczny – Tomkiel z Podmieńcem. A jeśli przypomnimy sobie internetową premierę Paralel Fundacji Analog i Marka Zimakiewicza sprzed kilku miesięcy, to odsłoni nam się lista artystów, którzy być może otwierają nowe drogi polskiego lalkarstwa.