Trzeba budować świeckie państwo dla wszystkich, unikać języka pogardy i nie krzyczeć o milionach niebezpiecznych "moherów", gdy cenzorskie decyzje zapadają między prezydentem, biskupem a dyrektorem - pisze Witold Mrozek w Gazecie Wyborczej.
Od czwartku do soboty w wielu polskich miastach protestowano przeciw odwołaniu rzekomo antychrześcijańskiego spektaklu "Golgota Picnic" na festiwalu Malta. Brałem udział w publicznym czytaniu dramatu "Golgota Picnic" Rodriga Garcii. Tekst, skandowany na poznańskim placu Wolności przez ponad dwieście osób, już wcześniej stracił pierwotne znaczenie artystyczne, podobnie jak pozostałe wydarzenia Malty. Liczył się tylko akt cenzury i oddolny protest przeciw niemu. Straciły też religijny wymiar modlitwy, którymi demonstranci próbowali zagłuszyć tekst sztuki. Nie wiem, co myśleli sobie ludzie wykrzykujący przez megafon: "Ojcze nasz" czy "Egzorcyzm do św. Michała Archanioła". Ich słowa miały jednak taki sam sens jak hałas dobywający się z czerwonej trąbki pewnej schludnie ubranej starszej pani. Były gestem przemocy, komunikatem: nie pozwolimy wam mówić. Abp Stanisław Gądecki, przewodniczący Episkopatu, nawoływał do zamieszek. Kurie biskupie