W liczącej niewiele ponad trzy tysiące mieszkańców miejscowości nigdy nie było takiego teatru. Tak innego, odmiennego od tradycyjnych wyobrażeń. Teatru, który z samej swojej natury burzył pewien miejscowy ład i spokój panujący nie tylko w miejscowej kulturze. Dlatego nie brakuje mu oficjalnych i nieoficjalnych wrogów w lokalnej społeczności - o Teatrze Krzyk z Maszewa pisze Marek Osajda w piśmie Teatr.
Im więcej z siebie dajesz, tym bardziej się przywiązujesz. Im więcej dajesz, tym bardziej utwierdzasz się w przekonaniu, że to, co robisz ma sens, a droga, którą kroczysz jest twoją prawdziwą drogą. Tak było ze mną. Maszewa w ogóle nie znałem. Postanowiłem jednak zrobić tam teatr. Od tego postanowienia minęło siedem lat. Nie ukrywam, że parę razy miałem dosyć, bo zderzenie małej miejscowości z kipiącym energią teatrem wywołuje potężne iskrzenie - mówi Marek Kościółek szef i założyciel teatru Krzyk z Maszewa. Iskrą, która wywołała największy ogień, było kazanie miejscowego księdza, który z ambony potępił "Głosy" [na zdjęciu]. To był pierwszy spektakl przygotowany przez Kościółka i młodych, miejscowych aktorów. Duchowny, który, jak się później okazało, tego przedstawienia nie widział, nazwał je "mrocznym", co w społeczności Maszewa wywołało spore zaniepokojenie. Ten głos z ambony z jednej strony podburzał przeciw tea