Po co? Chyba z takiego samego powodu, dla jakiego Polacy mieliby tęsknić za germańskimi bogami, pruskim drylem, szwabską kapustą kiszoną oraz ludowymi piosenkami z Dolnej Bawarii - pisze Jan Pychowicz. A po to, żebyśmy wychynęli nieco z tego dołka kulturowego, w którym tkwiliśmy przez całą komunę - twierdzi Viktor Grotowicz - dwugłos po wrocławskiej inscenizacji "Pierścienia Nibelungów" w miesięczniku Odra .
Niechęć Polaków do Richarda Wagnera ma charakter pośredni. Nie lubimy tego kompozytora przede wszystkim dlatego, że lubił go Adolf Hitler. A co Hitler zrobił Polakom, wiadomo, więc nie ma się czemu dziwić. W dziejach kultury takie pośrednie, czy też zastępcze, nienawiści nie są czymś rzadkim, ale zawsze niezbyt mądrym, żeby nie powiedzieć głupim. Poprzez takie myślenie ludzie, grupy społeczne, a nawet całe narody same nakładają sobie kaganiec poznawczy, ograniczający dostęp do ważnych obszarów światowego dziedzictwa. Stalin lubił Tołstoja, Ceaucescu, Bacha. Pol Pot, Picassa, a Mao też miał swoje poważne kulturowe hobby. I co z tego wszystkiego wynika? Ano nic. Właśnie. Wielu przeciwników Wagnera o kompromitujące działania oskarża także samego kompozytora. Dla nich jest on uosobieniem faszystowskiej ideologii, antysemityzmu, wielko-niemieckiego szaleństwa i pogardy dla innych narodów. Niektórzy twierdzą nawet, że był duchowym ojcem pr