EN

26.08.2023, 11:49 Wersja do druku

Po 27. Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku: Były fajerwerki…

27. Międzynarodowy Festiwal Szespirowski w Gdańsku. Pisze Alina Kietrys na stronie AICT.

fot. mat. organizatora

Zmiana formuły 27. Międzynarodowego Festiwalu Szekspirowskiego była widoczna. Nowa koncepcja zaowocowała jednym jury oceniającym spektakle w trzech konkursach: Złotym Yoricku, Nowym Yoricku i konkursie SzekspirOFF. Nowy Yorick wystartował w tym roku po raz pierwszy. Novum był również zbiorowy kurator festiwalu oraz fakt, że był to najdłuższy jak dotąd festiwal – trwał dwanaście dni. Zdarzeń i atrakcji okołoteatralnych było co nie miara. Dominantą natomiast większości zaprezentowanych spektakli były działania artystyczne „na kanwie dzieł Szekspira”, które stały się swoistym pretekstem twórczym dla wielu artystów. Generalnie 27. festiwal był organizacyjnym wyzwaniem dla po raz pierwszy samodzielnie organizującej festiwal dyrektorki Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego Agaty Grendy i jej zespołu oraz Fundacji Thetrum Gedanense – współorganizatora. I naprawdę wszyscy dali sobie bardzo dobrze radę z tą mnogością zdarzeń. Dopisała frekwencja, grano spektakle na kilku scenach: w Teatru Wybrzeże, w Operze Bałtyckiej, Klubie Żak i Gdańskim Teatrze Szekspirowskim. Ilość miejsc festiwalowych, jak na najważniejszy, międzynarodowy festiwal teatralny w Trójmieście, nie była niestety imponująca. Trwa bowiem – jeszcze do jesieni – remont Teatru Wybrzeże.

Zbiorowy kurator i Złoty Yorick

Program tegorocznego festiwalu układał zespół, trzynaście osób zatrudnionych w GTS. Określono fakt zbiorowego kuratora mianem nowości i uznano, że jest to przejaw demokratyzacji pracy w teatrze. Wydaje się jednak, że w tej osobowej różnorodności część wyborów dokonano ze sporą dozą tolerancji artystycznej.

Do nagrody Złotego Yoricka, konkursu na najlepszą polską inscenizację dzieł dramatycznych Williama Szekspira oraz utworów inspirowanych dziełami Szekspira wybrano pięć spektakli z dwunastu szekspirowskich przedstawień obecnych na scenach w minionym sezonie.

Od kilku lat zmniejsza się wyraźnie zainteresowanie dramatami Szekspira wśród polskich reżyserów. Pojawiła się opinia, że to nie jest czas na wystawianie Szekspira, bo dzisiaj dominuje charakter postdramtyczny teatru i język dramatów szekspirowskich stanowi zaledwie kanwę do konstruowania teatralnych wizji.

A poza tym teatr ma dzisiaj większy obowiązek bycia teatrem inkluzywnym, w którym teksty dramatów Stratforczyka stały się wyraźnie mniej ważne.

Łukasz Drewniak, od lat selekcjoner Złotego Yoricka, również konfrontował swoje wybory ze zbiorowym kuratorem festiwalowym. I niestety, trudno mi uznać wytypowane w tym roku spektakle za znakomite zdarzenia artystyczne. Dla mnie ten festiwal, jego tradycja to jednak prezentowanie przedstawień konkursowych głęboko osadzonych w tekstach Szekspira albo ciekawie artystycznie sprowokowanych jego twórczością.

Pierwszy zaprezentowany w tym konkursie spektakl był ubiegłorocznym laureatem w kategorii SzekspirOFF, czyli nastąpił swoisty transfer artystyczny z offu do konkursu głównego. How Beauteous Mankind is! w reżyserii Sławka Krawczyńskiego i Anny Godowskiej z Fundacji Teatru Realistycznego /Święto Snów z dobrym pomysłem formalnym, którego atutem było przede wszystkim aktorstwo. Wystąpili Borys Jaźnicki i Wojciech Jaworski – sprawni, sugestywni i cieleśni.Dwuosobowa szekspirowska Burza była w tej wersji opowieścią niewolników Prospera – Ariela i Kalibana.

Natomiast rozczarował mnie (i bardzo tego żałuję) Sen nocy letniej w reżyserii duetu krofta/wojtyszko przywieziony na festiwal przez Wrocławski Teatru Lalek. Pełnoobsadowe dwugodzinne przedstawienie zrealizowano w konwencji tradycyjnego, wszystko objaśniającego teatru, zapewne ze względu na dziecięcego odbiorcę. Ale teatralna łopatologia w pewnym momencie przytłoczyła fantastykę widowiska. Bogate, błyszczące, bardzo kolorowe kostiumy stanowiły główny rys spektaklu. Świadomie przerysowane charaktery bohaterów odebrały finezję tej komedii. A Puk łaszący się niczym wierny piesek, a nie elf – psotnik dziwnie mieszał miłosne losy młodych szekspirowskich bohaterów. Publiczność (także dziecięcą) rozbawiły sprawne i nawet dowcipne popisy Pigwy, Spodka, Dudy i Ryjka. Przepych inscenizacyjny i trudny do nazwania trud w odgrywaniu niektórych ról przykrył szekspirowską niejednoznaczność Snu nocy letniej. Szkoda.

Trzy pozostałe spektakle w konkursie o nagrodę Złotego Yoricka miały wspólny mianownik kreacyjny – udział artystów z niepełnosprawnościami. Jury konkursu nagrodziło przedstawienie Romeo i Julia z Teatru im. Słowackiego z Krakowa, który wyreżyserowały Dominika Feiglewicz i Zdenka Pszczołowska. Feiglewicz od kilku lat realizuje spektakle z osobami wykluczonymi np. bezdomnymi lub z niepełnosprawnościami – niesłyszącymi czy z afazją. Tym razem spektakl Romeo i Julia był opowieścią o miłości w dwóch językach: migowym i polskim. Mamy dwie Julie i dwóch aktorów grających Romea. Jedna para kochanków jest słysząca a druga głucha. Ich emocje przeplatają się, są w paralelnej emocjonalnej bliskości miłosnych uniesień. Opowieść o uczuciach stanowią kwintesencję tego przedstawienia. Reżyserki zrezygnowały z wielu wątków szekspirowskiego dramatu. Nie poruszył mnie ten spektakl, tak jak dostojnych jurorów. Mam nawet wrażenie, że oglądaliśmy różne przedstawienia.

fot. Dawid Linkowski

Dwa pozostałe widowiska niosą ważne treści, choć w obu realizacjach utwory Szekspira posłużyły jako pretekst do opowiedzenia o dramatach osób z niepełnosprawnościami, o wykluczonych z różnych życiowych działań i doświadczeń, o ich ograniczeniach w przeżywaniu ważnych doznań.

Spektakl Teatru Razem (działającego w siedzibie Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego) zakwalifikowany do Złotego Yoricka nosi tytuł Podchodzisz moją samotność. Wyreżyserowała to przedstawienie Dorota Bielska, która razem z założycielem tego teatru Jarosławem Rebelińskim realizuje z tym zespołem projekty artystyczne jako YouArt. Spektakl powstał w ramach grantu „Szekspir dla każdego” w projekcie „Kultura bez granic”. Występują w tym zespole tylko aktorzy z niepełnosprawnościami, którzy pokonują artystycznie fragmenty z Romea i Julii. Tytuł widowiska jest cytatem z tego dramatu. Opowieść o miłości rozpisano na kilka par, które szukają swego szczęścia. Nie jest to łatwe, bowiem świat, który ich otacza nie pozwala na miłość ludziom niepełnosprawnym. Muszą więc swoimi sposobami szukać sposobów na zrealizowanie swoich marzeń. W tym spektaklu na filmie pojawiają się zawodowi aktorzy, którzy grają rodziców i opiekunów osób z niepełnosprawnościami. Oni chcą swoim dotkniętym chorobą podopiecznym pomóc, ale nie zawsze potrafią zrozumieć emocjonalne potrzeby swoich wychowanków. Ten spektakl porusza, ale mniej tekstem Szekspira, bardziej autentycznością zachowań wykonawców na scenie.

Teatr Współczesny ze Szczecina zaprezentował Sen nocy letniej w reżyserii Justyny Sobczyk – założycielki Teatru 21 i Jakuba Skrzywanka – dyrektora artystycznego szczecińskiej sceny. Dramaturgia spektaklu to dzieło Moniki Świerkosz. Opowieść sceniczna toczy się w dwóch światach – tym szekspirowskim z udziałem m.in. Tezeusza, Hipolity, Oberona, jest las ateński, który scenograficznie „dopasowano” do drugiego wątku – reportersko-publicystycznego, który posłużył się autentyczną historią opisaną w mediach społecznościowych przez Annę Alboth – siostrę niepełnosprawnego Kuby Sulewskiego – jej brata, który pojechał do Brukseli, by skorzystać ze wsparcia asystentki seksualnej, zwanej w tym spektaklu również sex workerką. Sceniczna opowieść jest prowadzona w dwóch światach: częściowo szekspirowskim i współczesnym, wydzielonym także przestrzenią sceniczną. Szczególne miejsce w tym przedstawieniu ma Klub Adoratorów Miłości Prawdziwej, który walczy o czystą miłość zgodną z przykazaniami Kościoła Katolickiego i który w spektaklu „dręczą zgodnie z prawem” niepełnosprawnych aktorów grających w tym Śnie... To spektakl drażniący i przerażający, oskarżycielski, bolesny. Najmniej w nim Szekspira, najwięcej sprzeciwu wobec społeczno-politycznej polskiej obojętności.

Nowy Yorick

Do Nowego Yoricka z 27 zgłoszeń, które były opisami „na czym ma polegać spektakl”, wybrane zostały przez dyrektorów teatrów trzy propozycje. I były to Zimowa opowieśćRyszard III i Lover’s Complaint. Ideą tego konkursu było zainteresowanie młodych twórców: studentów szkół teatralnych i początkujących reżyserów dramatami Szekspirem, żeby „przełamać opór”. Idea słuszna, ale wybór z trzech prac nie mógł być imponujący. Nagroda trafiła do Pameli Leończyk i Doroty Sobik za spektakl Zimowa opowieść przygotowany w Teatrze Powszechnym im. Zygmunta Hübnera w Warszawie. To zaledwie szkic, pokaz „work in progres”, który jeszcze się rwał. Aktorzy korzystali z tekstu wyświetlanego na ścianach niewielkiej sceny w Teatrze Wybrzeże. Początek spektaklu to obecność Czasu (Małgorzata Sowula, która była autorką ciekawej oprawy muzycznej), a po chwili widzowie znajdują się niemal w środku dramatu, szesnaście lat po śmierci Hermiony. Leontes (Grzegorz Artman) i Hermiona (Karolina Adamczyk) zasiadają w gabinecie terapeutyki. Hermiona początkowo milczy, ale po wykrzyczanych pod jej adresem żalach Leontesa zaczyna się bronić. Leontes w dramacie Szekspira jest potworem i oprawcą oskarżającym żonę. Ale w tym spektaklu nie rozstrzyga się o winie Hermiony ani o okrucieństwie Leontesa. Pojawia się co prawda pytanie „winna czy nie winna?”, ale pozostaje ono nierozstrzygnięte. Natomiast terapeutka zadaje swoje końcowe pytanie: „Kartą czy gotówką”, bo w dzisiejszym świecie za sesję „zdrowotną” należy zapłacić. Szekspir otwiera myślenie.

Również zwróciłam uwagę na Ryszarda III w reżyserii Jana Marka Kamińskiego. To spektakl z podtekstem freudowskim, ale interesujący dzięki odtwórcy głównej roli. Dominik Rubaj gra Ryszarda III wyraziście, żądza władzy pochłania króla tak samo jak żądza i niepokoje własne. Ciekawa była propozycja scenograficzna Eweliny Węgiel w tym spektaklu. Ten projekt przygotowali aktorzy Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy.

fot. Dawid Linkowski/ mat. teatru

Trzecie widowisko Lover’s Complaint to opowieść o miłości odtrąconej, przygotowane przez chór aktorów głuchych i słyszących, a zrealizowane w Teatrze Polskim w Poznania. Ten spektakl nie do końca był jasny i precyzyjny interpretacyjnie w koncepcji reżyserki Miry Mańki. Wykonawcami byli aktorzy słyszący i głusi.

Nowy Yorick z pewnością był znaczącym doświadczeniem i należy mieć nadzieję, że utrzyma się w programach kolejnych gdańskich festiwali.

Festiwalowe perełki

Powtórzę: oferta zbiorowego kuratora była różnorodna i nierówna artystycznie. Mity i legendy zawsze uwodzą. Jestem od lat fanką dorobku Grupy Artystycznej Łódź Kaliska. Oglądałam ich cudownie absurdalne i gorzkie spektakle już w czasach słusznie minionych. A na gdańskim festiwalu szekspirowskim Łódź Kaliska zaprezentowała piętnastominutową operę syntetyczną Makbet ŁK’A, Szepty i podszepty. Była to performerska prowokacja artystyczna. Dyrektorkę festiwalu Agatę Grendę „uwiodła” Łódź Kaliska swoją legendą, która trwa od 44 lat. Ale w tej operze syntetycznej artyści przekrzykiwali się nie tylko tekstem z Szekspira. Realizator dźwięku obsługujący mikroporty aktorów decydował, kogo słyszeli widzowie. Na szczęście byli pięknie przebrani artyści, improwizował Michał Urbaniak, śpiewała Karolina Szymańska-Madziarz i wystąpiły – jak w Makbecie – trzy wiedźmy (nagie nimfy?). Połączenie widowiska z bankietem też miało urok, podobnie jak i artystowski folder, który był wysmakowanym estetycznie podarunkiem. Była też w podziemiach GTS wystawa dokumentująca dorobek Grupy Łódź Kaliskiej i dzień wcześniej pokazano dokumentu Sławomira Grünberga Łódź Kaliska. Klasycy absurdu.

Natomiast na pewno warto było obejrzeć i zapamiętać Hamleta w rytmie flamenco. Szekspir w rytmach flamenco pojawia się na hiszpańskich scenach już od kilku lat. Ale ten, który trafił do Gdańska, Hamlet. The dance of the melancholic zaprezentowany przez Shakespeare Flamenco zasługuje na pełne uznanie. Tytuł jest adekwatny do nastroju widowiska. Znakomity Jezús Herrera choreograf i tancerz, laureat prestiżowych konkursów, wymyślił takiego Hamleta uwzględniając wszystkie cechy charakterystyczne dla niezwykłego rytmu rodem z Andaluzji. Każda z szekspirowskich postaci ma swój interpretacyjny, taneczny, rytmiczny styl i charakter. Herrera w roli Hamleta jest przejmujący, ale też żywiołowy, zmysłowy i sugestywny o imponującej sile i kondycji. W spektaklu nieważna była warstwa chronologiczna dramatu, najistotniejsze stało się mistrzostwo taneczne, precyzja ruchu, nastrój, miłosne uniesienia Hamleta i Ofelii, indywidualność Klaudiusza, siła Gertrudy. Fantastyczna była wokaliza i porywający śpiew Mariany Fernandez. Znakomicie brzmiał Akademicki Chór Uniwersytetu Gdańskiego. To było wykonanie podnoszące estetyczne przeżycia i tworzące niezapomniane napięcia fabularne. Na pewno było to widowisko ważne i warte zapamiętania.

Również Kijowski Narodowy Teatr Akademicki Mołodyj z Ukrainy zaprezentował naprawdę urodziwy Sen nocy letniej w reżyserii Andrija Bilousa. Spektakl zrealizowany prostymi środkami, bez scenografii. Szóstka aktorów gra na pustej scenie w jednakowych kostiumach, lnianych uniformach, które łatwo skojarzyć z ludyczną zabawą. Reżyser zrezygnował z niektórych wątków w dramacie Szekspira, ale to nie zubożyło inscenizacji. Najważniejszymi tożsamościowymi identyfikatorami spektaklu były ukraińskie wątki ludowe pięknie wpisane w fabułę widowiska. Noc Iwana Kupała jest najkrótszą nocą w rocznym kalendarzu ukraińskim, nic więc dziwnego, że została wykorzystana w spektaklu, wszak Sen nocy letniej też „rozgrywa się” w jedną noc. Ukraińskie kupałowe dumki wzbogaciły nastrój spektaklu, a Lizander z opaską Hucułów czy wykorzystanie motanek, tradycyjnych słowiańskich (i ukraińskich) lalek-talizmanów, które sugestywnie odgrywają perypetie Pyrama i Tysbe – to były świetne pomysły inscenizacyjne. Niezwykłe w tym spektaklu były również możliwości kreacyjne młodych aktorów, granie kilku ról wymagało ogromnej dyscypliny scenicznej i spójności. A równoczesne utrzymanie charakteru jednej postaci np. Lizandra czy Demetriusza wymagało artystycznej konsekwencji. Urzekająca była werwa i akrobatyczne umiejętności aktorów, praca ciała, dostosowywanie możliwości głosowych do roli. Ten spektakl osadzony w szekspirowskim tekście był pięknym estetycznie i literacko zdarzeniem artystycznym na tym festiwalu.

Długo oczekiwano, bo ponad rok, na Projekt Burza – ostatnią produkcję legendarnego Petera Brooka, z którą przyjechał Teatr Bouffes du Nord z FrancjiTo było bez mała mistyczne doświadczenie teatralne w prostocie i jasności przekazu. Tekst mówiony wprost do widowni niemal z proscenium, akcja Burzy nikogo z oglądających nie zaskoczyła, bo interpretacja dramatu Szekspira była jasna. Żadnych udziwnień i wprowadzania dodatkowych treści. Tak jak chciał Brook razem z Marie-Hélene Estienne wszystko było „czyste, bez skomplikowanej i rozbudowanej inscenizacji”, a Prospero był „siłą, energią, żywą tajemnicą”. Dla mnie był to spektakl, w którym aktorzy byli perfekcyjni i nad którym unosił się ascetyczny duch Petera Brooka w jego piątej w dorobku realizacji Burzy. Wzruszającym momentem była recytacja ulubionego przez Brooka Sonetu Szekspira. Wtedy to powoli i majestatycznie zaczął otwierać się potężny dach Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Hołd Brookowi i jego „żywej tajemnicy” został złożony w Gdańsku.

Pod koniec festiwalu spore zamieszenie nie tylko artystyczne spowodowała belgijska grupa Needcompany widowiskiem Billy’s Joy. Był to spektakl wyprodukowany m.in. wspólnie z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim.

Needcompany jest grupą artystyczną założoną w roku 1986 przez Jana Lauwersa i Grace Ellen Barkey. Należy też do tego kolektywu od ponad dwudziestu lat Maarten Seghers. Wspólnie tworzą performance, spektakle teatralne, taneczne, projekty wizualne, literackie. Czekano na ten spektakl z ożywieniem, bowiem pamiętano, co z dramatów Szekspira przed dwoma laty na tym festiwalu zaprezentował Victor Afung Lauwers w spektaklu Billy’s Violence. Z dziesięciu tragedii Szekspira wybrał bohaterów i zbudował dialogi między kobietą a mężczyzną, które były intymne, okrutne, pełne gwałtu i drastycznych scen. Tym razem w komediach Szekspira Lauwers poszukał aspektów radości i pojednania i stworzył spektakl Billy’s Joy. To było brawurowe, energetyczne, ostro zagrane i zatańczone widowisko. Prowokujące teksty, odwołujące się do współczesności, łamały schematy, ironiczne erotyczne podteksty i manifesty ze sceny nawoływały do godnego traktowania różnorodności płciowej. Nagość w finałowej scenie miała pozbawić widzów kompleksów i uprzedzeń. Mnie rozśmieszyła. Ciekawa zespołowa robota aktorska to był największy atut tego spektaklu.

Zamiast podsumowania

Na 27. Międzynarodowym Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku było naprawdę różnorodnie. Każdy mógł wybrać coś dla siebie. Ja wybrałam i opisałam. Dziękuję GTS za zaangażowanie, wysiłek organizacyjny i wierzę, że tegoroczne doświadczenia wpłyną na przedyskutowanie przyszłorocznej formuły. Zdecydowanie liczę na więcej spektakli szekspirowskich, za które niekoniecznie kurator zbiorowy bierze odpowiedzialność. I mam nadzieję, że nie ilość festiwalowych premier (było dziesięć!) będzie świadczyła o jakości wydarzenia.

Tytuł oryginalny

Po 27 Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku: Były fajerwerki…

Źródło:

AICT
Link do źródła

Autor:

Alina Kietrys

Data publikacji oryginału:

20.08.2023