„Pignon i urząd skarbowy” Francisa Vebera w reż. Tadeusza Łomnickiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Mateusz Leon Rychlak w Teatrze dla Wszystkich.
,,Na tym świecie pewna
jest tylko śmierć i podatki”
– Beniamin Franklin
Oczekiwania wobec współczesnych komedii są zwykle dwojakie, albo żeby były mądre, albo żeby były głupie. Te drugie mają się sprzedawać, te pierwsze są raczej rzadkością. Tym bardziej, że od ogólnej głupoty i twórcy głupieją, pokazując się od najbardziej infantylnej strony. Szczęśliwie czasem stracona nadzieja choć na chwilę wraca przy inscenizacjach traktowanych z należytą (paradoksalnie) powagą i pieczołowitością. Taki przykład daje spektakl ,,Pignon i urząd skarbowy” Francisa Vebera (nieco podrasowany za zgodą autora przez twórców spektaklu) w reżyserii Tadeusza Łomnickiego.
Tytułowy bohater spektaklu, Francois Pignon (Paweł Kumięga), były urzędnik, obecnie francuski bezrobotny, tymczasowy dozorca w ogromnym mieszkaniu należącym do miliardera Jonville’a (Kajetan Wolniewicz), własną przemyślnością wplątuje się w intrygę, mistyfikując kontrolę skarbową, którą pod jego emocjonalno-zawodowym szantażem zgadza się rozpocząć jego niezbyt dobry znajomy, Cheval (Jan Nosal). I od tej chwili zaczyna się karuzela: mężczyzna dotąd szary, pogardzany przez otoczenie, staje się interesującym partnerem, któremu nadskakują była żona (Katarzyna Tlałka), pracujący w banku kolega ze studiów (Karol Polak), a przede wszystkim projektantka wnętrz wyżej wymienionego mieszkania, Christine (Roksana Lewak).
Akcja spektaklu nie ma budowy charakterystycznej dla królujących na popularnych scenach fars, wydarzenia dzieją się w swoim tempie, przez co pozostawiony jest czas dla właściwej pracy reżyserskiej i aktorskiej o charakterze wymagającym w nieco inny sposób niż przy wartkiej akcji. Przede wszystkim przejście pomiędzy każdym z segmentów powinno być uzasadnione dramaturgicznie i sytuacyjnie. Wprowadzenie postaci musi być przygotowane albo w szczególnych przypadkach, jeśli jest niespodziewane, powinno dotyczyć jedynie kluczowych momentów. I tak jest w tym spektaklu. Z drugiej strony każde przełamanie, zmiana sytuacji jest odpowiednio podbudowane wizualnie (przede wszystkim dzięki grze świateł), dźwiękowo (przy wykorzystaniu muzyki, która w odpowiednich momentach wywoływała u mnie odruch psa Pawłowa) lub aktorsko. Od samego początku widz zostaje zaznajomiony z charakterystycznymi, nieco przerysowanymi zachowaniami, odpowiadającymi na konkretne (przyjemne lub nieprzyjemne) wydarzenia.
Paweł Kumięga świetnie obudował głównego bohatera zachowaniem charakterystycznym dla przepracowanych urzędników. Dokonuje się to nie przez szerokie gesty, obejmujące całą wolną przestrzeń, ale sztywno, jakby bohater składał się w małe pudełko, poza tym sztywne ramiona i poruszanie się wciąż na ugiętych kolanach dodatkowo podkreślają niedorosłość bohatera do miejsca i sytuacji, w jakich się znalazł. Zupełnie inny rodzaj sztywności wykreował Jan Nosal, będąc władczym, zasadniczym lub porywczym, dając bardzo wyrazisty kontrast pomiędzy bohaterami znajdującymi się w zupełnie różnych sytuacjach motywacyjnych. Pozostałe postacie prezentują natomiast różny poziom rozluźnienia lub rozwiązłości, w zależności od tego, w jakiej pozycji występują. Ten kontrast rozpisany jest w sumie na trzy postaci odgrywane przez Roksanę Lewak, Dorotę Goljasz i Kajetana Wolniewicza. Pierwsza z postaci, dekoratorka Christine, to pozbawiona sentymentów hetera, nadskakująca jedynie ludziom o zasobnym portfelu, a jej swobodne zachowanie podyktowane jest rolą, jaką sobie obrała w środowisku pracy. Po drugiej stronie bieguna znajduje się Jonevile (Kajetan Wolniewicz), którego posiadany majątek oraz doświadczenie uczyniły beztroskim wobec błahych, codziennych problemów. W samym środku tej huśtawki znajduje się ledwo utrzymująca równowagę Olga (Dorota Goljasz). Mimo całej serii przygód, o których ma okazję opowiedzieć głównemu bohaterowi, nadal zachowuje ona młodzieńczą niefrasobliwość, połączoną z prostolinijną moralnością.
Powyższy opis wiedzie do oczywistej już w tej chwili konkluzji, że ,,Pignon i urząd skarbowy” to bardzo dobrze wyważona komedia charakterów, w której bohaterowie rzuceni w wir fabuły prezentują wszelkie wady swojego usposobienia i dają widowni studium ludzkiej przemyślności, niegodziwości, bezradności i perfidii. Czy historia z takim ładunkiem dobrze się kończy? Tutaj nawet ogromny spadek może okazać się niewłaściwym rozwiązaniem, bo przecież ,,pieniądze szczęścia nie dają”.