EN

30.09.2024, 14:11 Wersja do druku

Antonia Lloyd-Jones, tłumaczka Olgi Tokarczuk: AI nie ma z nami szans, bo nie ma wyobraźni

Inne aktualności

AI nie dorówna sprawności językowej człowieka, w grę wchodzą umiejętności literackie - powiedział PAP tłumacz i wydawca Krzysztof Cieślik. Tłumaczka Antonia Lloyd-Jones dodała zaś, że sztuczna inteligencja nie ma szans z ludźmi, bo nie ma wyobraźni. 30 września obchodzony jest Międzynarodowy Dzień Tłumacza.

Święto jest okazją do podkreślenia roli tłumaczy w promowaniu różnorodnych kultur, literatury i jej dzieł we wszystkich krajach świata. To właśnie dzięki ich pracy i pasji polska literatura ma szansę zyskać popularność za granicą. Ustanowiony w 1991 r. Międzynarodowy Dzień Tłumacza przypada 30 września, w dniu śmierci Hieronima ze Strydonu - patrona tłumaczy.

"Nie da się przekładać przy użyciu sztucznej inteligencji czy jej odmian. Na pewnym poziomie w przekładzie w grę wchodzą umiejętności, które nazwałbym literackimi. Chodzi o słuch językowy, dostrzeganie różnic w tonie wypowiedzi postaci. Tego, czy pochodzą z jakiejś konkretnej klasy społecznej, czy mówią slangiem. To rzeczy, których AI czy Google Translator nie tyle nie wychwycą, ile wydaje mi się, że nie będą w stanie ich oddać. To będzie spłaszczone" - powiedział PAP tłumacz i wydawca Krzysztof Cieślik, autor przekładów książek, takich autorów jak Paul Bowles, Jonathan Safran Foer, Hari Kunzru, Douglas Stuart, Bill Buford czy Sebastian Barry.

Jak zaznaczył Cieślik, tłumacz zostawia swój ślad, podejmując pewne decyzje. "AI i inne narzędzia translatorskie stają się oczywiście coraz lepsze i nadają się do tłumaczenia niektórych tekstów. W wielu obszarach zapewne zastąpią tłumaczy, ale nie zastąpią tłumaczy literackich. Żadne narzędzie nie będzie pisać po polsku tak dobrze jak: Tomasz Gałązka, Aga Zano czy Tomasz Pindel. Jest różnica między tym, co poprawne, a tym, co trafione" - dodał.

"Przy tłumaczeniu książki Phila Klaya ("Przerzut" - PAP) ogromnym wyzwaniem była terminologia wojskowa. Sprawdzanie wszystkiego tak, by brzmiało dobrze i miało sens dla polskiego czytelnika. Z jednej strony chodzi o oddanie sprawiedliwości autorowi, z drugiej jednak myślę, że celem tłumacza powinna być przyjemność czytelnika, sprawienie, by tekst był zrozumiały w jego języku. To wielkie wyzwanie, a polszczyzna nie pozwala na zbyt wiele. W moim przekonaniu jesteśmy ubożsi językowo niż anglofoni. Mamy gwary, ukazują się przekłady po śląsku, kultywowany jest język kaszubski. Angielszczyzna rozwija się dynamiczniej i wydaje mi się bogatsza" - mówił o wymaganiach pracy translatorskiej.

Status tłumacza zmienił się w ostatnich latach, co zauważył Cieślik: "Czytelnik w Polsce przy wyborze lektury nie kieruje się jeszcze nazwiskiem tłumacza, ale zdarza się to częściej niż dekadę temu. Istnieją dziś tłumacze z +dużymi nazwiskami+. Dopóki nie zaczęli oni walczyć o swoje prawa i rozpoznawalność, nie miało to miejsca. Nadal jednak nie jest to zawód tak wysoko płatny, jak by na to zasługiwał ze względu na wymagane umiejętności".

Antonia Lloyd-Jones, autorka przekładów na angielski książek takich autorów jak Olga Tokarczuk, Paweł Huelle, Zygmunt Miłoszewski, Jacek Dehnel, Witold Szabłowski, Mariusz Szczygieł czy Stanisław Lem, oceniła natomiast, że "tłumacz jest trochę jak aktor. Dostaje wciąż nowe role, może być kimś innym co parę dni. Sprawia mi to wielką radość". "Tłumacz sam musi być pisarzem. Jeśli potrafi się pisać, potrafi się także nieźle tłumaczyć" - powiedziała PAP. Pytana o zagrożenie dla tłumaczy związane z rozwojem sztucznej inteligencji Lloyd-Jones uspokajała: "Jestem przekonana, że AI nie ma szans, bo nie ma wyobraźni".

Ostatnio na polskim rynku książki ukazały się nowe przekłady dzieł Williama Faulknera. Ich celem, mówił w kwietniu w rozmowie z PAP Jacek Dehnel, autor tłumaczenia "Gdy leżę, konając", jest zaoferowanie czytelnikom nowego odczytania "jednego z największych pisarzy amerykańskich XX wieku". "Mamy wielki szacunek do poprzedniego pokolenia tłumaczy, którzy wprowadzali Faulknera do polszczyzny. Natomiast przez ponad pół wieku narosła cała biblioteka okołofaulknerowska, wydania krytyczne, szczegółowe omówienia różnych aspektów tej prozy czy szerokie opracowania, jak Digital Yoknapatawpha, które pokazuje wszystkich bohaterów wszystkich książek, wszystkie lokalizacje, całe uniwersum".

"Dziś więcej wiemy o Faulknerze i jego dorobku. Dzięki pracy badaczy możemy celniej tłumaczyć zwroty czy akapity jego prozy. Faulkner bywa trudny nawet dla native speakerów - znajomi Anglicy i Amerykanie też przyznają się do pewnej bezradności w rozumieniu jego fraz. Czasem przy przekładzie trzeba wybierać pomiędzy równoprawnymi możliwościami, zdając się na własną intuicję" - ocenił Dehnel.

Jak zauważył, "zazwyczaj pierwsi tłumacze wyrównują, spłaszczają język postaci, więc jeżeli dokonuję reprzekładów, to z reguły staram się dokręcić śrubę identyfikacji bohaterów przez sposób mówienia - tak zrobiłem w +Wielkim Gatsbym+ czy +Opowieści wigilijnej+. Ale Ewa Życieńska, która jako pierwsza przetłumaczyła +Kiedy umieram+, znakomicie oddała gwarę. Bohaterowie mówią raczej +po ludowemu+ niż w jakiejś konkretnej gwarze i świetnie się to czyta. Uznałem, że w tej sytuacji nie będę niczego +dokręcał+ - przeciwnie, postawiłem nawet na pewne uproszczenie, rezygnację z mocniejszej stylizacji gwarowej, która mogłaby być niezrozumiała dla młodszych czytelników. I tak miałem łatwiej, bo w +Gdy leżę, konając+ nie ma języka czarnych, który stanowi osobny problem translatorski".

Źródło:

PAP