- Mnie najbardziej Kuroczkin kojarzy się z Bułhakowem - szczególnie z "Mistrzem i Małgorzatą"- tam działania Wolanda były ignorowane, bo nie mieściły się w ramach światopoglądu marksistowskiego. W "Curikowie" główny bohater wyrusza do piekła jak na wyjazd służbowy, bo piekło jest wpisane w prawdopodobieństwo zdarzeń współczesnego świata jak wszystko inne, a współczesnego człowieka już chyba nic nie zdziwi - mówi Ireneusz Janiszewski, reżysr, przed premiera w Teatrze Polskim w Szczecinie.
Z reżyserem Ireneuszem Janiszewskim rozmawia Wiesław Kowalski Dotychczas dramat Maksima Kuroczkina wystawiano w polskich teatrach pod tytułem "Transfer". Pan zdecydował się w Teatrze Polskim w Szczecinie na tytuł pierwotny "Curikow". Czy to znaczy, że tytułowy bohater będzie w Pana spektaklu najważniejszy? - Rzeczywiście, do tej pory ten tekst był prezentowany pod tytułem "Transfer". Zresztą tych realizacji nie było wiele, jak na dramat, który zyskał takie uznanie. Uważałem, że tytuł "Transfer" nie stanowi żadnego szczególnego klucza do dramatu, a poza tym to słowo w języku polskim nie budzi takich samych skojarzeń, jak w języku oryginału. Natomiast Curikow - nazwisko głównego bohatera, jest na tyle abstrakcyjne, że budzi zaciekawienie. Poza tym, istotnie, w spektaklu koncentrujemy się na postaci Curikowa nie tylko dlatego, że jest on po prostu głównym bohaterem. To osobiste doświadczenie Curikowa jest pretekstem do wypowiedzi o szerszym z