Świadoma i profesjonalna aktorka, która na próbach penetrowała i przekazywała stan duchowy i myślową sytuację Simone Weil - trwającej w religijnej kontemplacji mistyczki ludzkiego cierpienia, kobiety samotnej i skrajnie cieleśnie wstydliwej (zamkniętej), w momencie jej ostatnich dni w Londynie udręczonej przez zwątpienia - uznaje, że pokazanie dupy i wykonanie faszystowskiego pozdrowienia jest aktorskim przekroczeniem oczekiwanym (prowokowanym) przez reżysera, czy też "nowy teatr" - pisze reżyser Krystian Lupa w Gazecie Wyborczej.
Nie chciałem zabierać głosu w dyskusji, która jest dla mnie równie dziwna i niezrozumiała (irracjonalna) jak wydarzenie na premierze "Ciała Simone". Ale dyskusja rozpętała się - te jej fragmenty, które udało mi się przeczytać, sprawiają wrażenie, że w gruncie rzeczy nie chodzi o sprawy i problemy, które się podaje jako temat dyskusji i że uparcie omija się kryterium najistotniejsze: "Co to jest współtworzenie przez aktora i reżysera (kolejnej) teatralnej wypowiedzi i do czego to współtworzenie zobowiązuje". Nie chciałem również wchodzić w polemikę z Joanną Szczepkowską, nie tylko dlatego, że jej główny argument tłumaczący premierowy gest wprawia mnie w osłupienie i zażenowanie i jest w moim odczuciu z gruntu nieuczciwy, ale również dlatego, że jest absurdalny. Nie przypuszczałem, że ktoś może go przyjąć poważnie. Okazuje się jednak, że dla "chcącego" nie ma złych argumentów. Wypada na początek sprostować parę rzeczy, któ