„Przez park na bosaka” Neila Simona w reż. Andrzeja Nejmana w Teatrze im. Norwida w Jeleniej Górze. Pisze Piotr Grosman w Teatrze dla Wszystkich.
Historia, jak na klasyczną komedię romantyczną przystało, jest łatwa, lekka i przyjemna w odbiorze – tak najkrócej można scharakteryzować ostatnią premierę na scenie jeleniogórskiego Teatru im. Cypriana Kamila Norwida . „Przez park na bosaka” Neila Simona, z muzyką Adama Sztaby, wyreżyserował Andrzej Nejman. Premiera miała miejsce w sobotę (26.03) w przededniu Międzynarodowego Dnia Teatru.
Teatr im. Norwida po raz kolejny dostarczył widzom rozrywki. Andrzej Nejman, reżyser jeleniogórskiego „Przez park na bosaka”, jako tłumacz wprowadził ten tytuł na polskie sceny w reż. Tomasza Szafrańskiego przeszło 11 lat temu w warszawskim Teatrze Kwadrat im. Edwarda Dziewońskiego, gdzie od 2010 roku pełni funkcję dyrektora. Nowy spektakl Teatru im. Norwida oparty jest więc o tekst z 1963 roku niekwestionowanego króla Broadwayu Neila Simona i zrealizowany przez specjalistę od gatunku, w jakim jest napisany (Nejman ma na koncie już kilka produkcji na podstawie fars lub komedii). Takie połączenie musiało dać spodziewany efekt, czyli zabawne przedstawienie.
Świeżo upieczone małżeństwo, Corie (Ewa Dobrucka) i Paul (Jakub Głukowski) Bratterowie, wprowadza się do upragnionego mieszkania. Jednak kamienica przy Czterdziestej Ósmej już wkrótce skonfrontuje ich z zaskakującą rzeczywistością. Okazuje się, że nie jest ono spełnieniem ich marzeń. Zima jest pierwszym źródłem nadciągających problemów. Kaloryfer w mieszkaniu jest zimny, a w suficie jest dziura (z widokiem na niebo), przez którą wpada do mieszkania śnieg. Mikroskopijna sypialka mieści tylko małe łóżko, a dostęp do szafy jest praktycznie niemożliwy. Mebli, wanny, nawet kuchni brak, więc trudno nazwać tę sytuację normalną. Obdrapane ściany i zepsuty domofon to tylko niektóre smaczki, które czekały na Corrie i Paula w ich nowym mieszkaniu. Jakby tego było mało, na głowę spada im niepokojący sąsiad Victor Velasco (Piotr Konieczyński), nadopiekuńcza teściowa Ethel Banks (Iwona Lach) i instalator (Jacek Grondowy) – pan złota rączka, bez którego nic w domu by nie działało. Radość młodego małżeństwa zmienia się w udrękę. Czy małżeństwo Bratterów wytrzyma całe to zamieszanie?
Andrzejowi Nejmanowi udało się dobrać zespół aktorów, który wyciągnął esencję z tekstu. Wszystkie postacie są barwne, wesołe, wyraziste i spontaniczne. Wspólnie tworzą wybuchową mieszankę. Młodzi skrajnie różnią się od siebie charakterami. Ewa Dobrucka jako roztrzepana, trochę szalona romantyczka i spragniona rozrywki Corie, wypełnia scenę niespożytą dawką entuzjazmu, urzeka kobiecością i lekkim humorem. Emanuje z niej niewypowiedziana wrażliwość, a podczas kłótni z Paulem wybucha niczym wulkan. Dla równowagi Jakub Głukowski w roli statecznego prawnika i rozważnego pracoholika Paula wydaje się być sceptyczny i wyważony w stosunku do nowego lokum, dziwnych sąsiadów oraz wobec planów Corie, by z jednym z nich zeswatać jego matkę. Do decyzji Corie podchodzi z dystansem, co często wyprowadza ją z równowagi. Bardzo charakterystyczna Iwona Lach w roli teściowej Ethel Banks, czyli troskliwej matki Paula o niespełnionych marzeniach, rozbraja stoickim spokojem i nieopisanym sarkazmem w głosie. Z kolei Piotr Konieczyński zbudował świetną postać Victora Velasco – węgierskiego sąsiada Bratterów.
Nie zawiodło tłumaczenie Andrzeja Nejmana, zdobywając sympatię jeleniogórskiej publiczności. Niby historia banalna, lecz dobitnie ukazuje, że w narzeczeństwie zawsze łatwo o kompromis, szczególnie jak się ze sobą nie mieszka, za to po ślubie zaczynają się problemy. Muzykę do spektaklu skomponował Adam Sztaba. Rozbudowana scenografia Wojciecha Stefaniaka, z dużą ilością rekwizytów, nie zakłóca całości odbioru i nie odwraca uwagi od sedna sztuki. Jest estetycznie, przestrzennie i bez fajerwerków, dzięki czemu w miłych dla oczu okolicznościach widzowie mogą śledzić kolejne perypetie bohaterów spektaklu. Wystrój mieszkania i kostiumy Małgorzaty Nejman przywołują nowojorski klimat lat 60. XX wieku.
„Przez park na bosaka” w bardzo lekki sposób dotyka tak przyziemnych spraw, jak nowożeństwo oraz pierwsze, własne mieszkanie; utwór ani trochę się nie zestarzał, pomimo oczywistego „oldskulowego” wdzięku, jakim po latach emanuje.