Genialnym pomysłem było wykorzystanie w charakterze transportu zabytkowych samochodów i dorożek - nie można było lepiej pokazać, że teatry warszawskie mają tyle wspólnego z nowoczesnością co kolumna Zygmunta z rakietą kosmiczną - o Warszawskiej Paradzie Teatralnej pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
Sobotniej II Paradzie Warszawskich Teatrów towarzyszyły głosy malkontentów, którzy zarzucali dyrektorowi Januszowi Pietkiewiczowi z Biura Teatrów rozrzutność i pozorne działanie. Ich zdaniem przejazd zespołów teatralnych ulicami Śródmieścia i prezentacje w namiocie pod Pałacem Kultury nie mają sensu w chwili, kiedy w rzeczywistości nie ma czego prezentować, wszędzie ta sama mizeria, farsy, bulwar i McDonagh. Podczas sobotniej imprezy nieustaleni młodzi ludzie z plecakami rozdawali nawet ulotki z hasłem "Czy tylko tyle można zrobić dla teatru?", co było wyraźną sugestią, że magistrat nie ma pomysłu na reformę stołecznych scen i zamiast dbać o poziom artystyczny, troszczy się o autopromocję. Mam inne zdanie w tej sprawie. Otóż uważam, że sobotnia parada była bardzo potrzebna, dzięki niej bowiem ludzie dowiedzieli się w końcu, jaki naprawdę jest teatr w naszym mieście. Genialnym pomysłem było wykorzystanie w charakterze transportu zabytkowych