Nie spotykamy się już w s z y s c y wieczorem w t y m s a m y m teatrze. Takiego teatru już nie ma. Kiedyś, owszem, był, na jego scenie oglądaliśmy prapremiery "Wesela" Wyspiańskiego i "Kartoteki" Różewicza. Na przestrzeni ostatnich dwóch dekad wszystko się jednak rozsypało - pisze Maciej Nowak w odpowiedzi na artykuł Jacka Sieradzkiego w Przekroju.
Mam wrażenie, że Jacek Sieradzki dawno rozwiązał zagadkę, czym jest teatr. I tego mu nie zazdroszczę. Z pamfletem Jacka Sieradzkiego można rozprawić się bardzo łatwo. Wystarczy wyłuskać z tego tekstu nonszalanckie uwagi typu "miła panienka od biletów" , "hałaśliwy rock" czy "hołdowanie poprawności politycznej" , a ustawi to autora w samym centrum cieplutkiego bajorka reakcji. I właściwie zwolni od formułowania argumentów polemicznych. Ten styl sam się kompromituje. Ale przecież nie o to chodzi. Z Jackiem Sieradzkim podszczypujemy się nieustannie już prawie 30 lat i nieustająco wiemy też, że gdy przyjdzie poważnie porozmawiać poglądy nasze stają się zadziwiająco zbieżne. Tak jest moim zdaniem również i tym razem, albowiem Sieradzki to obserwator precyzyjny i większość jego spostrzeżeń godna jest uwagi. Fundamentalne znaczenie ma jego konstatacja, że polski teatr rozpadł się na przynajmniej dwa obiegi. Mamy oto teatr artystyczny (zwany rów