O „Cześć… jestem Sara” w reż. Tomasza Wysockiego, spektakl dyplomowy studentów IV r. Wydziału Aktorskiego AST w Krakowie. Pisze Piotr Gaszczyński w Teatrze dla Wszystkich.
Cześć… jestem Sara– spektakl dyplomowy studentów IV roku aktorstwa krakowskiej AST, to podróż do wnętrza zwykłego człowieka otoczonego przez swoje lęki, nadzieje, drobne, codzienne sprawy. Przedstawienie utrzymane w konwencji czarnej komedii, ale mające swoją refleksyjną podbudowę, pozwoliło widzom na przejrzenie się w lustrze własnych myśli i towarzyszących nam na co dzień rozmaitych uczuć.
Przestrzeń sceny została podzielona na kilka miejsc stanowiących osobne enklawy, w których rozgrywają się poszczególne fragmenty spektaklu. Niekiedy „wyspy” za sprawą aktorów przenikają się wzajemnie, łączą w większy archipelag. Mamy więc m.in. bar w głębi sceny, sofę i poczekalnię na środku, przestrzeń „domową” z przodu i kąt z postawionym pianinem. Akcja toczącego się przedstawienia jest swego rodzaju kolażem krótszych i dłuższych scen, pochodzących z książki Hanocha Levina Królestwo wszechwanny. Proza, skecze, piosenki, poezja. Aktorzy zostali postawieni w różnych sytuacjach, będących wariacjami na temat codzienności. Śledzimy zatem zabawną kłótnię w poczekalni do lekarza, która z każdą minutą przeradza się w coraz większy konflikt, relację ojca i syna – tu metaforycznie przeniesionej do historii ze Starego Testamentu (Abraham-Izaak) czy absurdalną, komiczną scenę w kinie, którą można by nazwać „Jak stracić dziewczynę w trakcie krótkiego wyjścia do toalety”. Nie brakuje również samozwańczych teoretyków fizyki i geografii (zabawne deliberacje na temat tego czy Ziemia jest płaska i czy coś takiego jak Australia na pewno istnieje).
W całym tym galimatiasie próbuje odnaleźć się tytułowa Sara – everyman, która biernie lub czynnie uczestnicząc w poszczególnych scenach, jest zmuszona do konfrontacji z ludźmi czy sytuacjami, które ją męczą, budzą niepokój czy strach. To trochę tak, jak gdyby brała udział w wizualizacjach własnych lęków, projektowała stany emocjonalne na sytuacje sceniczne. Każdy z nas czasem wybucha, irytuje się, musi wysłuchiwać czyichś bzdur, pragnie miłości lub się jej boi, chce zamienić się w bajkową postać (np. w Arielkę, która pod koniec spektaklu wypełza przez okno) i rozpłynąć się w nicości. Wydaje się, że postacie, uwięzione w sieci relacji z innymi, rozpaczliwie szukają drogi ucieczki z uwierającej rzeczywistości.
Paleta osobowości występujących w tekście izraelskiego pisarza stwarza świetne warunki młodym aktorom i aktorkom, daje możliwości sprawdzenia się w wielu odsłonach w ramach jednego przedstawienia. Studentki i studenci wykorzystują to, prezentując widzom kilka wersji swoich postaci przy użyciu różnych środków i stopnia ekspresji. Spektakle dyplomowe należy traktować jak poligon doświadczalny dla aktorów i aktorek. Utwór Levina daje im tę sposobność.
Niestety w obliczu toczącej się wojny tuż za polskimi granicami, nie da się całkowicie uciec myślami w słodko-gorzki świat Sary… choć z drugiej strony może to i dobrze, bo sztuka to również budowanie wspólnoty między sceną a widownią, dotykanie rzeczywistości tej poza budynkiem teatru. I choć każdy z nas wolałby, żeby nigdy do takiej sceny nie doszło, to najbardziej przejmującym momentem wieczoru w AST była minuta ciszy dla ofiar rosyjskiego szaleńca. I wydaje się, że ten najtrudniejszy sprawdzian z człowieczeństwa będzie dotyczył nas wszystkich – nie tylko tytułowej bohaterki spektaklu.