W Białymstoku trwa Międzynarodowy Festiwal Szkół Lalkarskich. Do niedzieli zaprezentują się jeszcze studenci m.in. z Włoch, Rosji, Ukrainy, Czech. Oraz szkoła z Osijeku w Chorwacji - najmłodsza na festiwalu i na nim też debiutująca. Na festiwal przywiózł ją polski lalkarz Przemysław Piotrkowski - pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.
Monika Żmijewska: To Pan, absolwent białostockiej Akademii Teatralnej, przywiózł Chorwatów z Akademii Sztuki w Osijeku na festiwal. Czy to wyzwanie? Przemysław Piotrowski*: Olbrzymie. Szkoła jest bardzo młoda, klasa lalkarska powstała ledwie dwa lata temu. Jej twórcy sami mnie znaleźli i zaproponowali poprowadzenie zajęć. Sztuki lalkowej uczę tam od dopiero od kilku miesięcy. Podjęliśmy duże ryzyko, bo przywieźliśmy spektakl-egzamin I roku, który miał miejsce na kilka dni przed białostockim festiwalem. Studenci mają wielką tremę. Jakie są tradycje lalkowe w Chorwacji? - I w tym jest cały szkopuł, bo tradycji nie ma żadnych. Jest kilka teatralnych szkół aktorskich, ale lalkarskich - nie. Szkoła w Osijeku jest pierwsza, dopiero przeciera szlaki. To ciężka praca. Trudno edukować - nawet jeśli studenci mają potencjał - jeśli nie ma się żadnego technicznego zaplecza. Kiedy tam przyjechałem - szkoła miała do dyspozycji tylko dwie sale,