EN

14.04.2023, 14:53 Wersja do druku

Opowieść o czasie, o przemijaniu

„Alicji Kraina Czarów” na motywach powieści Lewisa Carrolla w reż. Sławomira Narlocha w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w „Naszym Dzienniku”.

fot. Marta Ankiersztejn/ Archiwum Artystyczne Teatru Narodowego

Ostatnio obserwujemy zainteresowanie teatrów najsłynniejszą w literaturze Alicją, czyli bohaterką dwóch powieści Lewisa Carrolla „Alicja w krainie czarów" oraz „O tym, co Alicja odkryła po drugiej stronie lustra". Już choćby w samej Warszawie obecnie w repertuarach teatrów są trzy różne inscenizacje „Alicji...": w Teatrze Muzycznym Roma, Ateneum i najnowsza na scenie Teatru Narodowego.

Ten renesans powieści Lewisa Carrolla nie dzieje się przypadkiem. W sytuacji, gdy wokół obserwujemy deprecjację podstawowych wartości, które przez wieki niosły naszą kulturę, a teraz to miejsce zajmują antywartości ze wszystkimi tego następstwami, chciałoby się zachować w sobie coś z dziecka, uciec w świat baśni, poddać się dziecięcej wyobraźni, wszak „każdy dzieckiem podszyty". I świetnie nadają się do tego obie części „Alicji...". Mimo że zostały napisane w drugiej połowie XIX wieku, to -jak widać - reżyserzy nadal chętnie po nie sięgają.

„Alicja..." jest adresowana do starszych dzieci, nastolatków, a nawet dorosłych. Tak jest w obecnej inscenizacji Sławomira Narlocha na scenie Teatru Narodowego w Warszawie. Wprawdzie teatr ze szczyptą humoru, rekomendując przedstawienie, podaje na swojej stronie, że spektakl jest polecany od 8. do 118. roku życia, jednak myślę, że jest on odpowiedni bardziej dla starszych dzieci, a jeszcze bardziej dla dorosłych, jeśli chodzi o zrozumienie zawartych w nim sensów. Najkrócej mówiąc: to opowieść o przemijaniu, umykającym czasie, którego nie jesteśmy w stanie zatrzymać czy cofnąć. Ale częściowo jest to możliwe we wspomnieniach, tak jak dzieje się to w spektaklu Sławomira Narlocha.

Jak pamiętamy, u Lewisa Carrolla tytułowa bohaterka jego dwóch powieści porusza się w przestrzeni odrealnionej, w świecie snu, gdzie marzenia senne przenoszą ją do dziwnej krainy pełnej niespodzianek. Wpadłszy do króliczej nory, Alicja wędruje długim tunelem. Na swojej drodze spotyka rozmaite zwierzęta mówiące ludzkim głosem, fantastyczne twory wyobraźni, z którymi dziewczynka znakomicie porozumiewa się i niczemu się nie dziwi, wszak we śnie wszystko jest możliwe. Tu nie obowiązuje narracja logicznie uporządkowana. Powieściową rzeczywistością rządzi swego rodzaju logika absurdu, co pozwala Alicji poddać się baśniowej wyobraźni.

Sławomir Narloch w swoim przedstawieniu wprawdzie wykorzystał motywy zawarte w obu powieściach Carrolla, lecz narracja prowadzona jest z perspektywy syna Alicji. W formie wspomnień przywołuje on postać nieżyjącej już matki, która miała na imię tak jak powieściowa Alicja (w tej roli Ewa Konstancja Bułhak), i gdy był dzieckiem, często czytała mu powieść Carrolla. Stąd na scenie pojawia się dwóch synów Alicji: dorosły (Cezary Kosiński) i przywoływany z przeszłości jako dziecko (tę rolę świetnie gra chłopiec, Michał Pietruczuk, przy tym znakomicie śpiewający z dobrze ustawionym głosem). Wszystkie postaci pojawiają się na scenie w ramach retrospekcji, są przywoływane wspomnieniami syna.

Reżyser, a także autor adaptacji powieści oraz tekstów piosenek do świetnej muzyki Jakuba Gawlika, zrealizował spektakl muzyczny w formie zbliżonej do musicalu. Dużo muzyki, tańca, ruchu ożywia całość i współtworzy dramaturgię przedstawienia, a teksty piosenek harmonijnie współbrzmią z prezentowaną opowieścią i głównym przesłaniem spektaklu. A już kilka piosenek ma szansę na samodzielny byt jak choćby ta: „Panie Czasie, bądź łaskawy. Mamy tutaj ważne sprawy: trochę cukru do kupienia, kromkę z masłem do zjedzenia, kilka nocy do płakania [...]. No i jeszcze trochę czasu do przeżycia. [...] Ale czas nas nie słucha". Tę pieśń o czasie znakomicie wykonuje chór złożony z całego zespołu biorącego udział w przedstawieniu z towarzyszeniem Orkiestry Szalonych Kapeluszników występującej na żywo. Bo głównym, abstrakcyjnym bohaterem przedstawienia jest właśnie czas, jego upływ, tęsknota za tym, co już nie wróci, a co pozostało jedynie w pamięci. Stąd scenę wypełnia ogromna liczba zegarów wskazujących czas.

To interesujące przedstawienie zarówno w warstwie głębokiej wymowy, jak i w świetnie pomyślanej formie artystycznej (jakież tu bogactwo pomysłów pobudzających wyobraźnię), znakomicie zagrane przez cały zespół, ze szczególnie wybijającymi się rolami Ewy Konstancji Bułhak, Pawła Paprockiego, Anny Lobedan i innych. Ma ono tylko jedną wadę: jest nieco rozwlekłe. Ale za to urocza, bogata, niezwykle barwna, różnorodna scenografia Martyny Kander pobudza nie tylko dziecięcą wyobraźnię.

Tytuł oryginalny

Opowieść o czasie, o przemijaniu

Źródło:

„Nasz Dziennik” nr 87

Autor:

Temida Stankiewicz-Podhorecka

Data publikacji oryginału:

15.04.2023