Działalność polskich oper nijak ma się do mocy przerobowych oraz prestiżu Metropolitan Opera. Nie tylko ze względu na pieniądze. Także dlatego, że dominuje w nich model teatru etatowego, który - zdaniem Ewy Podleś - sprzyja atmosferze zawiści, pretensji i nerwów (w Metropolitan nawet do epizodu podpisuje się kontrakt z artystą). Gdzie tu miejsce na promowanie nietuzinkowych osobowości? - o polskich gwiazdach w nowojorskiej operze pisze Michał Mendyk w Newsweeku Polska.
Istnieje dziedzina show-biznesu, w której polscy wykonawcy odnoszą światowe sukcesy, występują na najważniejszych scenach i stają się gwiazdami. To opera. Zamiast wpadać w kompleksy z powodu kolejnych klęsk na festiwalu Eurowizji, możemy je podleczyć, obserwując sukcesy naszych śpiewaków operowych. Występują regularnie na największych scenach, takich jak mediolańska La Scala, londyńskie Covent Garden czy nowojorska Metropolitan Opera. W tym sezonie na deskach najbardziej prestiżowego amerykańskiego teatru pojawi się aż pięcioro Polaków. Trzy wielkie role przypadną w udziale tenorowi Piotrowi Beczale, któremu w "Łucji z Lamermooru" Donizettiego towarzyszyć będzie, od kilku lat związany z Metropolitan, Mariusz Kwiecień, zaś w "Rigoletcie" Verdiego - sopranistka Aleksandra Kurzak [na zdjęciu]. Nie zabraknie też barytona Andrzeja Dobbera (pierwszoplanowa rola w "Trariacie") oraz Ewy Podleś, triumfalnie powracającej do Nowego Jorku po trwającej bli