Dobra wiadomość: pl. Wolności ożył, a publiczność usłyszała hasło "Poznań - Europejska Stolica Kultury". Gorsza wiadomość: koncert był za długi, a jego poziom - najwyżej przyzwoity. Teatr Muzyczny to nasza broń w walce o tytuł, nie jest dobrze, taka broń ma za mały kaliber i za krótki zasięg - pisze Jolanta Brózda w Gazecie Wyborczej - Poznań.
Plac Wolności to odwrotność Starego Rynku. Tam - gwar ogródków, muzyka z płyt i na żywo. Po wyremontowanym pl. Wolności hula wiatr, a życie kulturalne ogranicza się do wystaw. W niedzielny wieczór plac ożył. Przy Empiku ustawiono scenę, krzesła, namioty, głośniki. W oknach okolicznych kamienic pojawili się zaciekawieni mieszkańcy, z okazji upału ubrani nader swobodnie. A na scenie rozpanoszyła się podkasana muza, zaproszona przez solistów, balet i orkiestrę poznańskiego Teatru Muzycznego. Plac wypełnił się prawie do połowy publicznością. Wielu było miłośników operetki, którzy z artystami nucili co bardziej znane przeboje jak "Serce" Izaaka Dunajewskiego. Moja pierwsza myśl: latem stała scena jest tu bardzo potrzebna - kabaretowa, piosenkarska. A sam koncert? Do przyjęcia, ale bez zachwytów. Operetka zaprezentowała się bez olśniewających głosów, interpretacji muzycznych czy kreacji aktorskich. Na tym tle wyróżnili się jednak śpiewacy,