„Ono” wg scenar. i w reż. Edyty Janusz-Ehrlich i Jakuba Ehrlicha w Teatrze Kameralnym im. Wandy Rucińskiej w Bydgoszczy. Pisze Anita Nowak.
W historii istniejącego od pięciu lat Teatru Kameralnego im. Wandy Rucińskiej w Bydgoszczy, „Ono" jest drugim po „Rozplątaniu tęczy” przez Magdalenę Bochan-Jachimek tego typu przedstawieniem.
Można powiedzieć, że spektakl rozpoczął się jeszcze przed wejściem maluszków na widownię Domku Rybaka, małej sceny TK. We foyer na rozłożonych czerwonych dywanach usytuowano kolorowe kostki, bryły geometryczne z otworami przez które dzieci mogły przechodzić i mnóstwo różnobarwnych balonów odbijanych małymi rączkami w różne strony, co jak nie trudno się domyślić, niespodziewanie pękając, wydawały też głośne dźwięki. Zanim więc mali widzowie zasiedli w półcieniu sali widowiskowej na kwadratowych poduszkach lub kolanach rodziców pierwsze zetknięcie z figurami geometrycznymi miały już za sobą. A jak wiadomo geometria jest podstawą wielu nauk. Stąd zderzenie maluchów z bryłami i figurami geometrycznymi można uznać za pierwszą w życiu poważną lekcję. Ale zespolenie w tym spektaklu koła z kwadratem ma tu też głębsze, także wychowawcze znaczenie. Uczy zrozumienia dla inności, a więc tolerancji.
Scena jest jakby podzielona na dwie części - jedną zarządza Koło, z którym utożsamia się Julia Witulska, drugim Kwadrat konstruujący środowisko Sary Lech.
Poznajemy je kolejno. Najpierw swój opływowy świat miękkimi ruchami prezentuje nam Julia Witulska. Porusza się w tańcu z niezwykłą delikatnością i miękkością ruchów, jakby istota z jakiegoś podwodnej krainy. Wiotkością przywodząca też na myśl akwaryjną rybkę welonkę. Zwłaszcza, kiedy ogrywa zwisające z góry, niczym wodorosty, błękitne sznury z kulek. Oczarowuje przy tym otoczenie uśmiechem radości i spełnienia. Kiedy zapada w sen, po prawej stronie sceny, z wnętrza dużej bryły o podstawie kwadratu powoli wyłania się smukła postać przypominająca nakreślonego z cienkich linii pajacyka na dziecięcym rysunku.
Jej ruchy są proste, w każdym jej geście jakby z osobna uczestniczy najdrobniejsza nawet kosteczka, tworząc niesamowity widok niby to poruszającej się maszyny czy robota.
Dostrzegłszy się potem nawzajem, każda z postaci jest zaniepokojona innością tej drugiej. Koło z lękiem obserwuje zdumiony z kolei na jego widok Kwadrat. Trochę czasu mija zanim dojdą do porozumienia i zaczną wspólnie działać.
Zarówno Julia Witulska, jak i Sara Lech bardzo interesująco budują łączenie się dwóch odmiennych światów w jedną symbiotyczną całość. To bardzo urzekające wizualnie przedstawienie, skonstruowane z niezwykłą wyobraźnią, przy użyciu doskonałego wręcz warsztatu aktorskiego. Obie młodziutkie artystki zachwycają oryginalnością wykorzystywanych środków i doskonale nawiązują też emocjonalny kontakt z dziećmi. Reżyserska para Edyta Janusz- Ehrlich i Jakub Ehrlich idealnie wręcz dobrali obsadę do tego pomysłu.
Ze scenicznym działaniem perfekcyjnie zsynchronizowana jest muzyka Mai Miro-Wiśniewskiej. Można nawet powiedzieć, że przepiękne kompozycje fletów, o powtarzających się i zapętlających frazach w pierwszej części współtworzą np. koliste wizje rodzącej się na scenie rzeczywistości, a i potem dostosowują brzmieniem do charakteru kolejnych scen.
Scenografia Moniki Konczakowskiej łączy w sobie prostotę i urodę przedstawianego świata, a kostiumy idealnie dostosowane są do natury i wymowy postaci.
Spektakl, choć dla najnajów jest tu idealną kompozycją przedstawianej historii. Dlatego dotykanie i smakowanie świata przedstawionego pozostawiono na koniec. Wówczas dzieci mogły zwiedzać wszystkie zakamarki wielkiej bryły, pociągać za liny.
Spektaklem tym pokazano jak dalece teatr jest sztuką poprzez równoczesne oddziaływanie na wszystkie zmysły człowieka, dostępną odbiorcy w każdym wieku. Nawet kilkumiesięcznym dzieciom, które percypują go wzrokiem, słuchem, a jeśli da się im szansę to także dotykiem i smakiem.
Przedstawienie w każdej warstwie jest tak urokliwe, że z przyjemnością można by je oglądać częściej.