EN

28.11.2022, 10:55 Wersja do druku

Okrakiem na barykadzie

5 listopada Piotr Zaremba na łamach weekendowego magazynu „Rzeczpospolitej”, „Plus Minus”, opublikował osobliwe uwagi o krytycznej recepcji przedstawienia Dekalog powstałego na początku sezonu w Narodowym na podstawie scenariuszy dwóch Krzysztofów – Kieślowskiego i Piesiewicza. Opatrzył je tytułem: Dekalog między rupieciarnią i okopami Świętej Trójcy. Najpierw Zaremba streścił własną recenzję owego spektaklu ogłoszoną cztery tygodnie wcześniej w dzienniku „Polska. The Times”: „Dekalog” w Teatrze Narodowym – moralitet bez łatwych odpowiedzi. Ponieważ Zaremba od pewnego czasu pragnie uchodzić za symetrystę usiłującego powstrzymać toczącą się wojnę kulturową i przełamać polityczne podziały, zademonstrował negatywne opinie o przedstawicielach obu stron sporu. Pochylił się więc nad notą Anety Kyzioł z lewicowo-liberalnej „Polityki”: Dziesięć case’ów. Skupił się jednak na mojej recenzji Rozbity Dekalog opublikowanej w Teatrologii i mającej reprezentować „konserwatywny dogmatyzm” właściwy prawicy związanej z Kościołem katolickim. Utwierdziłem się zaś w przekonaniu, że w istocie sprowokowałem Zarembę do napisania repliki, gdy jako rzekome dowody mojej recenzenckiej nieporadności przytoczył cokolwiek bezzasadnie opinie z wcześniejszego omówienia Życia pani Pomsel Christophera Hamptona w warszawskiej Polonii.

Spodziewałem się powrotu Zaremby do Dekalogu po tym, jak się skompromitował ogłaszając jego niedorzeczną apologię. Na dodatek przytoczył w niej zasłyszaną podczas popremierowego bankietu opinię dyrektora Narodowego Jana Englerta, że to teatr „co nie bije po twarzy brudną ścierką, a jedynie dotyka”. Niestety recenzent, który powołuje się na oceny dyrektorów teatrów, traci wiarygodność. Zaremba zaś ze zdumiewającym brakiem wyczucia i nieznajomością zasad uporczywie prezentuje w mediach społecznościowych fotografie dokumentujące rozmowy prowadzone przez niego na bankietach premierowych oraz zażyłe relacje z aktorami i reżyserami. Poza tym miał ze mną niewyrównane rachunki za jego – łatwą do rozpoznania pomimo ukrycia tożsamości – sylwetkę w ogłoszonym jeszcze w kwietniu 2021 felietonie Recenzować każdy może, o którym się dowiedział z paromiesięcznym opóźnieniem.

Zaremba, który uznał Dekalog w Teatrze Narodowym za chrześcijański moralitet, usiłuje obecnie zakwestionować moją egzegezę. Dowodziłem bowiem, że przedstawienie podważa judeochrześcijańskie przykazania jako instrument służący sankcjonowaniu karania osób naruszających patriarchalny porządek. Jednak podobną interpretację zaprezentował mający odmienne przekonania Dariusz Kosiński w opublikowanej równolegle w „Tygodniku Powszechnym” recenzji zatytułowanej Przemoc przykazań. Kosiński w niej konstatował, że „przykazania są” w Dekalogu z Narodowego „najwyraźniej ukazywane jako źródło opresji i przemocy, narzędzie uniemożliwiające ludzkie szczęście i niszczące miłość”, „zestaw pozornych i fałszywych wyjaśnień”, a „koniec końców – mechanizm ofiarniczy prowadzący do zbiorowego zamordowania jedynej postaci nie-pasującej do telenowelowego świata”. Poza tym dlaczego miałbym uznać, że deklarujący i demonstrujący lewicowe przekonania twórcy Dekalogu, reżyser Wojciech Faruga i dramaturg Julia Holewińska, akurat w tym spektaklu przeobrazili się w obrońców chrześcijaństwa? Przecież w oczach feministek ze Strajku Marty Lempart przykazanie „nie zabijaj” służy uzasadnieniu odmowy przyznania kobietom w Polsce prawa do wykonywania aborcji bez ograniczeń.

Akurat nazajutrz po publikacji Rozbitego Dekalogu brałem udział w seminarium uniwersyteckim poświęconym poprzedniemu spektaklowi Farugi powstałemu w Narodowym, opartemu zaś na kanwie Matki Joanny od Aniołów Jarosława Iwaszkiewicza. W dyskusji uczestniczył, za pośrednictwem połączeń internetowych, Faruga przebywający w kierowanym przez siebie i Holewińską Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Faruga nie był w stanie podjąć ze mną sporu ani ujawnić swych prawdziwych intencji. Usiłował bowiem zaprezentować swój spektakl jako studium świętości, co obaliła jednym pytaniem uczestniczka seminarium. Podobnie Faruga nie chciał przyznać, że ma ścisłe związki z twórcami teatru lewicowego skupionymi w Powszechnym w Warszawie, gdzie sam reżyserował, zanim nie stworzył niejako filii tej sceny w Bydgoszczy.

Podstawowym obowiązkiem krytyka jest w takiej sytuacji właśnie ujawnianie ukrywanych z powodów taktycznych przekonań twórców zarówno na podstawie ich wcześniejszych dzieł, jak i medialnych wypowiedzi. Nie rozumiem więc dlaczego nie wolno mi było przytaczać w recenzji stwierdzenia Farugi, że w jego inscenizacji Dekalogu Bóg jest nieobecny. Bynajmniej nie jest to podstawa do formułowania oskarżeń o propagowanie bezbożnictwa, lecz na pewno istotna przesłanka do rozpoznania wymowy przedstawienia. Zaremba przeciwstawia mojej egzegezie, opartej na solidnych dowodach, gołosłowną deklarację, że on ,wręcz przeciwnie, „boską obecność” silnie odczuwał w spektaklu w Narodowym. Niestety jest to słaby i wątpliwy argument w dyskusji. Ale dla Zaremby uprawianie krytyki polega przede wszystkim na ujawnianiu własnych emocji. Deprecjonuje on moją wiedzę z zakresu historii teatru czy umiejętność analizowania spektaklu, natomiast zarzuca brak zwierzeń. „Z recenzji Węgrzyniaka dowiemy się wiele o autorach, o scenicznej historii dramatu czy danej teatralnej estetyki, tylko jednego w nich brakuje: własnych wzruszeń.” Zamiast racjonalnie analizować ideologiczne manipulacje twórców lewicowego teatru i przestrzegać przed nimi publiczność powinienem zatem ulegać emocjonalnemu szantażowi, jak w epilogu Dekalogu z samosądem. Przyznaje wprawdzie Zaremba, że „może najwięcej racji” mam w krytyce owego zakończenia. Zarazem jednak utrzymuje, iż „redaktor Węgrzyniak nie zauważa, że Holewińska i Faruga idą jednak za samym Kieślowskim”. Lecz w Krótkim filmie o zabijaniu egzekucja była przecież konsekwencją wyroku komunistycznego sądu, poprzedzonego w miarę rzetelnym procesem z udziałem przyzwoitego adwokata. Poza tym wraz z zawieszeniem wykonywania kary śmierci w Polsce, zmienił się zasadniczo kontekst społeczny, co podkreśliłem zresztą w recenzji. Nie sposób wręcz odgadnąć, dlaczego Faruga i Holewińska wmawiają widzom, że czerpią oni satysfakcję z mordowania ludzi w majestacie prawa.

Wbrew insynuacjom Zaremby bynajmniej nie rozpętałem w polskim teatrze wojny kulturowej ani nie usiłuję jej eskalować. W przypadku Dekalogu nie formułowałem żadnych zarzutów wobec jego twórców albo grającego ich przedstawienie Teatru Narodowego. Poprzestałem na rozpoznaniu wymowy spektaklu oraz źródeł jego słabości. Nie rozumiem w imię czego miałbym ukrywać przesłanie ideowe przedstawienia i ignorować jego kontekst kulturowy, będąc świadomym swych obowiązków niezależnym krytykiem. Jest znamienne, że jako wzory do naśladowania podsuwa mi Zaremba blogerkę i dyspozycyjnego recenzenta z czasów PRL.

Uprawiając od ponad czterdziestu lat krytykę i będąc zawodowym teatrologiem z różnorodnym dorobkiem nie mam zamiaru przejmować się uwagami amatora, zaledwie od czterech sezonów publikującego w miarę regularnie recenzje, wywołujące często w środowisku konsternację bądź zażenowanie. Zaremba wprawdzie deklaruje, że śledzi i docenia moje boje toczone w Teatrologii „z progresywnym, dekonstruującym świat teatrem”. Ani razu nie udzielił mi jednak poparcia, natomiast parokrotnie kwestionował moje sądy, a obecnie stara się podważyć kompetencje zawodowe i środowiskowy autorytet oraz wyznaczyć pozycję skrajnego prawicowca, zaślepionego całkowicie wyznawaną ideologią i jakoby niezdolnego do dostrzeżenia innych aspektów omawianych spektakli. Zdumiewające jest przede wszystkim, że jego tekst mający zdyskredytować profesjonalnego krytyka starego pokolenia publikuje magazyn „Plus Minus” niegdyś adresowany do inteligencji. Czyni to na dodatek w sytuacji, gdy wszystkie papierowe periodyki poświęcone teatrowi są już opanowane przez lewicę, która uniemożliwia prowadzenie swobodnych i bezstronnych dyskusji. W całej niemal polskiej prasie krytyka jest eliminowana i zastępowana promowaniem dzieł kultury pod dyktando koterii lub firm marketingowych.

Niedawno jeden z publicystów, wyprowadzony z równowagi artykułami politycznymi Zaremby pisanymi już z pozycji symetrystycznych, radził mu, aby skupił się raczej na życiu teatralnym, bo prawdopodobnie w nim lepiej się orientuje. Niestety Zaremba jest w dziedzinie teatru dyletantem, więc zajmując się nim wyrządza jeszcze większe szkody. Tym bardziej, że z czasów, gdy identyfikował się z prawicą, ma wpływy w kręgach sprawujących obecnie władzę, a jako komentator polityczny dostęp do mediów nieomal z obu stron barykady.

Źródło:

„Teatrologia.info”

Autor:

Rafał Węgrzyniak

Data publikacji oryginału:

24.11.2022