„Tęsknica” Darii Sobik w reż. Pameli Leończyk w Teatrze Powszechnym w Warszawie, w ramach 14. Festiwalu Nowe Epifanie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
TĘSKNICA, spektakl Teatru Powszechnego, to fantazja wyczarowana na faktach. Opowiada sytuację wysiedlonych mieszkańców Wigancic Żytawskich, wsi, która została zrównana z ziemią dla potrzeb rozbudowywanej kopalni Turów. Planowana hałda nigdy nie powstała, ale pojawiła się na scenie w zabawnej, ironiczno- humorystycznej formie. Karolina Adamczyk (doskonała), Artem Manuilov (intrygujący), Oskar Stoczyński (zabawny), aktorska reprezentacja rozproszonej wspólnoty, wskrzesza historię tego miejsca, przeszłe zdarzenia, losy mieszkańców. Bohaterowie szukają sposobu, by być razem. Przywołują wspomnienia, starają się ocalić to, co brutalnie zostało zniszczone, zapomniane, wyparte. By przeżywać raz jeszcze czasy raju utraconego, wieku niewinności. Młodości, pierwszej czułej miłości, wolności, szczęścia, poczucia bezpieczeństwa, stabilizacji, pokoju. Zapraszają nawet redaktor programu interwencyjnego SPRAWA DLA REPORTERA, Elżbietę Jaworowicz (Natalia Lange). Każdy sposób, by wróciła choć namiastka tego, co się czuło w przeszłości, wydaje się dobry. Wspomnienia wzmagają tęsknotę, ale też budzą inicjatywę. Rozczulają, ale dają siłę, napęd do działania. Mogą być fundamentem, na którym buduje się nowe życie, są pozytywną energią, która ratuje w opresji. Mogą być determinacją, która przywiązuje na powrót do miejsca i ludzi, tworzy silne więzi, pogłębia relacje międzyludzkie.
Spektakl ogląda się rzewnie i ze wzruszeniem - jak bajkę o stracie i dążeniu do odzyskania, kultywowania tego, co ważne i cenne. Tematem jest tęsknota do swojego utraconego miejsca na ziemi, tęsknota za czasem, który bezpowrotnie minął, za ludźmi, których się znało. Za sobą z przeszłości: beztroskim, niewinnym, pełnym nadziei, miłości i wiary, który nie wie jeszcze, że im więcej będzie oczekiwać, tym większego doświadczy rozczarowania, który z czasem wiele pamięta/ nie pamięta, ale wie, że pragnie być prawdziwym sobą. W końcu za wszelką cenę wskrzesza, idealizuje, rozpamiętuje obraz nieistniejącego już świata. Tworzy wariacje na temat przeszłości, by móc budować dzięki niej przyszłość.
Scenografia jest symboliczna, minimalistyczna, zredukowana do znaku-metafory. Podobnie kostiumy, muzyka, choreografia. Istotna jest sama opowieść snuta przez aktorów. Najważniejsze jest, co się kłębi w sercach ich bohaterów. W meandrach wskrzeszanej niepamięci, w płyciznach interpretacyjnych pamięci. I jak o siebie walczą, jak budują nową rzeczywistość, wspólnotę. Bo utrata uświadamia wartość tego, co się posiadało, motywuje do działania. Choć jest smutno, refleksyjnie, boleśnie to świat, który bohaterowie niosą w sobie a więc to, co ich ukształtowało i krzepi, buduje ich tożsamość, daje poczucie sensu i wartości życia. Uzmysławia, że można zawsze, choćby tylko przez wspomnienie, wrócić do źródeł wszystkiego, do początku. Pod warunkiem, że się go ma.
Dziś ten początek bywa bardzo trudny, mocno zaburzony, a nawet traumatyczny - dzieciństwo i młodość bez rodzica/rodziców, bez domu, ciągle w nowym, obcym miejscu, życie w samotności, relacji bez ciepła, czułości, w sieci a nie w realu, w czasie wojny nagle w innym, obcym kraju. W wieku dorosłym nie ma w ogóle do czego wracać pamięcią. Wypiera się to, co nadal niszczy, co niezabliźnienie boli. Trudno jest ocenić właściwie własne emocje, odróżnić fantazje od rzeczywistości - gdy brak jest korzeni, punktów odniesienia. Trudno kochać, gdy nie było się kochanym. Czy możliwa i jak silna jest wtedy tęsknica? Może być jeszcze potężniejsza, bardziej destrukcyjna lub dramatycznie szukająca możliwości kultywowania życia, którego się nigdy nie zaznało, postępowania zgodnie z wartościami, które uważa się za ważne, bo oczekuje się, że przyniosą spełnienie. Dają szansę na ocalenie od pogrążenia się w otchłani. Wydaje się, że nie o tym jest ten spektakl. Choć może paradoksalnie jednak jest. Czuję, że jest. Bardzo jest.
Ci, którzy nie widzieli spektaklu, nie będą go mieć w swej pamięci. Nie będą mogli, jak Karolina Adamczyk, zastanawiać się, walczyć ze sobą, powtarzając bez końca: pamiętam, nie pamiętam, pamiętam, nie, nie pamiętam, pamiętam... Nie przypomną sobie wzruszającej opowieści o budzącym się uczuciu, spotkania z cudowną, uroczą, wesołą hałdą z czarnym balonikiem w kształcie serca i niejednoznaczną sceniczną Elżbietą Jaworowicz. Wspomnienie błotnej kąpieli ich nie rozbawi. Nie natchnie ich jej sens. Nie chwyci ich za serce opowieść o losach bohatera ujmującego Artema Manuilova, prawdziwa i sceniczna historia mieszkańców Wigancic Żytawskich. Widok wspólnego tańca, zabawy, radości. Powrotu do siebie. Nie poczują ciepła tego spektaklu. Czy zatęsknią do tego, czego nie poznali, nie przeżyli w teatrze, jeśli ich wystarczająco nie zachęciłam swoją relacją? Choć tak wiele pamiętam, tak, pamiętam, nie pamiętam... nie pamiętam wszystkiego.