„Ocalone” Piotra Rowickiego w reż. Mai Kleczewskiej z Domu Spotkań z Historią na V piętrze budynku PAST-y w Warszawie. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.
Monodram OCALONE Piotra Rowickiego w reżyserii Mai Kleczewskiej, w wykonaniu Agnieszki Przepiórskiej, poświęcony kobietom zbiorowo, publicznie gwałconym w czasie Powstania Warszawskiego na terenie ZIELENIAKA, obozu przejściowego dla ludności cywilnej zorganizowanego w sierpniu 1944 roku na warszawskiej Ochocie przez oddziały SS-RONA (Rosjanie w niemieckich mundurach), jest upiornym teatralnym pomnikiem zła wojny ujawniającym przemilczaną prawdę o zbrodniach, symbolicznym zadośćuczynieniem ofiarom, by stał się przestrogą dla potomnych.
To mocny, ważny, potrzebny spektakl. Rodzi przerażającą konstatację, że nie da się zła wojny zagłuszyć, wymazać czy unieważnić. Bo pierwotne, świadomie uwolnione, potworne w swym bezwstydzie bezczeszczenia ciała, maltretowania ducha ofiar, nie daje się poznać, zrozumieć ani kontrolować - ciągle się odradza i zbiera bogate żniwo (współczesne konflikty). Projekt przywraca pamięć o niepojętym, przerażającym, niewyobrażalnym okrucieństwie człowieka. Dowodzi, że zło dotyka, zarówno śmiertelnie upodlonych, zbrukanych, poniżonych, którym nie udało się przeżyć, ale ma też konsekwencje dla ocalonych, którzy cudem przetrwali, bo mieli szczęście, bo mieli siłę, by nieść ciężar doświadczenia okrucieństwa wojny. Ale milczeli - tak wielki czuli ból, wstyd, tak bardzo byli zniewoleni. W spektaklu obraz destrukcyjnych przeżyć miesza się z epizodami zwyczajnej egzystencji i tym bardziej staje się dotkliwy. Bolesny. Trudny.
Po osiemdziesięciu latach pierwsza przemówiła Irena K. i horror zbrodni ożył na scenie. Spektakl wnikając w jej historię wizualizuje ukrywane i niewypowiedziane dotąd cierpienie, wyzwala tłumione przez dziesięciolecia emocje, przepracowuje traumę. Już w pierwszej scenie poznajemy Irenę K. - starą kobietę, która wstaje z krzesła na widowni (jest jedną z widzów) i przemawia w związku z odsłonięciem pomnika - jako osobę zdezorientowaną, przestraszoną, nie wiedzącą jak mówić o tym, co się zdarzyło na ZIELENIAKU. Zbyt długo milczała (nie tylko ona) o barbarzyńskim procesie upodlania niewinnego życia, niszczenia wiary w to, że po ocaleniu można zacząć nowe, szczęśliwe życie. Powojenna rzeczywistość, która uczyniła z tych powstańczych wydarzeń temat tabu, potwierdziła, że jednak jest to niemożliwe.
Agnieszka Przepiórska w swej kreacji łączy młodość Ireny K. z jej przemianą po tragicznych wydarzeniach w obozie przejściowym, by scharakteryzować kobietę w ekstremalnie skrajnych stanach emocjonalnego uwięzienia. Osobę fizycznie i duchowo skrzywdzoną, psychicznie złamaną, która samotnie zmaga się z tym, co pozostało w niej na zawsze po ocaleniu - z bólem, wstydem, upokorzeniem, chęcią zemsty, gniewem, zaskoczeniem postawą otoczenia, szczególnie matki, która powstrzymywała ją przed mówieniem prawdy, brakiem pewności siebie, wsparcia, zrozumienia, zainteresowania kogokolwiek tym, co się wydarzyło. Ale też z poczuciem winy, zawodu i rozczarowania. Zwątpienia w to, że można zapomnieć, wymazać, wyprzeć głębokie traumatyczne wspomnienia, by móc żyć jak przed wojną - normalnie, prosto. Z druzgocącą wszelką nadzieję świadomością, że nic nie przyniesie ulgi. Z rosnącą pewnością, że nie można przed tym, co się wydarzyło na ZIELENIAKU uciec.
Pomóc może wyłącznie szczere wypowiedzenie prawdy o tym, co się przeżyło, wyrzucenie z siebie negatywnych, niszczących wspomnień. Okazuje się jednak, że osobiste świadectwo jest niemożliwe (przejmująca scena początkowa). To musi być zbiorowy akt poznania, przepracowania i afirmacji. Jak ten w teatrze. Przejmującym relacjom Agnieszki Przepiórskiej w roli Ireny K. towarzyszą wyświetlane zwielokrotnione niepokojące animacje Krzysztofa Garbaczewskiego, wykorzystujące autentyczne zdjęcia Warszawy, też tej zrujnowanej, okaleczonej z dziką furią przez okupanta. W wideo wpisana jest przemiana miasta, następująca za sprawą złowieszczych czarnych najeźdźców, jak również uchwycony jest proces destrukcji, dokonujący się w jego mieszkańcach, głównie Irenie K. - podobnie jak na obrazach Francisa Bacona. Portrety pokazują rozmazywane niewidoczną siłą twarze, które tracą swój dotychczasowy wyraz, charakter. Spokój, piękno, harmonia zostają zaburzone, wymazane, pozostaje niepokój, kształt bez właściwości, niedookreślony, złowieszczy. Nienaturalny i obcy. Aż boli.
Ale najbardziej dotyka scena gwałtu Ireny K. w kontekście ekspresji ciała, wymowy słów i kontrastu kolorów: bieli - symbolu niewinności, czystości, łagodności i czerwieni - symbolu przemocy, bólu, krzyku, właściwie krwi, która rozmazana na ekranie kala później wyświetlane na nim obrazy codziennego życia, portrety dziewcząt. Miasto też jest gwałcone przez najeźdźców, bo wojna jest aktem gwałtu. Niepokoi czarna konstrukcja, która jest mrocznym kształtem pomnika pojawiającego się na początku spektaklu - później symbolu przetaczającego się ponad miastem zła z demonami zagłady (czarne postaci wojowników), które symbolicznie każe publiczności kontrolować Irena K. (opasując widzów białą wstęgą do odsłonięcia monumentu). Pomnik poświęcony ofiarom gwałtu to zbiorowa odpowiedzialność współczesnych, by czuwali i nie pozwolili uwolnić się złu, które można trzymać na wodzy, jeśli jest to możliwe. Zstępujące na ziemię dzikie zwierzę (tygrys) jak z mar sennych, surrealistycznych obrazów Salvadora Dalego budzi grozę i przerażenie. Dyscyplinuje dla uważności. Zwiastuje przeczuwane podświadomie, ale też doświadczane w rzeczywistości zagrożenie. Atak bestii.
Wspaniale intensywne, różnorodne, bo nasycone niewinnością, bólem, tęsknotą, chęcią zemsty, rezygnacją i walką aktorstwo Agnieszki Przepiórskiej w ekspansywnie emocjonalnej choreografii Anny Krysiak doskonale łączy się z plastycznymi kompozycjami Krzysztofa Garbaczewskiego, które działają na wielu poziomach percepcji. Obraz słowny, choreograficzny i filmowy stapiają się, wzmacniając siłę wymowy monodramu Piotra Rowickiego. Reżyseria Mai Kleczewskiej nadaje mu swą ostrą bezkompromisowością trudnej prawdy indywidualne, wyraziste, wieloznaczne piętno. Moc.
Co zostało OCALONE tak naprawdę? Ludzie? Życie? Pamięć? Godność? Człowieczeństwo? Co w NAS jest OCALONE wobec demonów wojny, gwałtu człowieka na człowieku i świata na świecie, wobec barbarzyństwa zła, które nie umiera nigdy? Czy jesteśmy jeszcze w stanie OCALIĆ cokolwiek? Czy zdążymy? Póki co, ta sztuka ocala w nas nadzieję, że tak.