„Halka” Natalii Fiedorczuk, Anny Smolar i zespołu aktorskiego w reż. Anny Smolar z Narodowego Starego Teatru w Krakowie na 42. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem widza.
HALKA, spektakl Starego Teatru z Krakowa w reżyserii Anny Smolar, przedstawia rozbudowaną wersję libretta opery Stanisława Moniuszki. Twórcy dekonstruują je, na nowo interpretują. Przepisują tekst pierwotny, lecz nie zmieniają tytułu. Tworzą wariacje na temat przemiany przedstawicieli władzy i reszty społeczeństwa, ewolucji ról jakie pełnią w życiu kobiety i mężczyźni, wywlekają to, co zawsze było ukryte, wstydliwe, przemilczane (niechciana ciąża, aborcja, wulgaryzmy). Obserwujemy obraz współczesnego układu społecznego w opozycji do tradycyjnego kanonu, który wydaje się naiwny, płytki, jednowymiarowy. Już obcy. Ta inscenizacja to jego jawna demistyfikacja. Alternatywna propozycja. Z wyraźnym wskazaniem, że przeszłość jest zła, niesprawiedliwa, anachroniczna a współczesność jest naturalnie dobra, wyzwalająca. Do wynegocjowania. To ma przekonać wszystkich, że zmiany są konieczne, zmierzają w dobrym kierunku. Inaczej być nie może. Wystarczy chcieć. Wystarczy spróbować.
Artyści koncentrują się na modyfikowaniu treści, zmianie formy, wypracowaniu spójnego przesłania. Bawią się językiem, charakterystykami bohaterów, ich tożsamością. Rozsadzają kanon, dopisują sceny, znaczenia, konteksty, komentarze. Nie tykają muzyki Moniuszki, ale w końcu tworzą zrąb własnej. Spektakl pokazuje proces przekształcania się starego świata w nowy, nam współczesny. I to od pierwszej do ostatniej sceny.
W pierwszej części spektaklu aktorzy mówią w trzeciej osobie tekstem z didaskaliami. Od początku tworzony jest dystans do granych postaci, dążenie do maksymalnego ich dookreślenia, scharakteryzowania i zdyskredytowania. Ośmieszenia. Demaskowany jest infantylizm historii, płytkość motywacji, brak tragizmu. Halina (Aleksandra Nowosadko) będąc w ciąży nie wie, czy urodzi dziecko, co z nim ewentualnie zrobi. Zosia (Magda Grąziowska) jest wycofana, ubezwłasnowolniona, zagubiona. Przyszły teść Janusza, Stolnik (Roman Gancarczyk) sugeruje Halinie aborcję, dla dobra Zofii, dla jej szczęścia. Chroni swoje dziecko, pragnąc pozbyć się cudzego. Okrutna to propozycja wyrażona wprost w ciepłym, dobrotliwym tonie. Dziewczyna rodzi dziecko i nie popełnia samobójstwa. To pierwsza scena zmiany operowej narracji, która była możliwa. Dowód buntu przeciw patriarchatowi, który rządzi, podporządkowuje i gnębi nie tylko kobiety. Krok po kroku twórcy spektaklu budują wrażenie, że każda wariacja na temat rozbijania kanonu jest możliwa. Tak, by uzasadnić konieczność zmian. Bo alternatywne życie jest możliwe, czego przykładem jest opowiedziana prawdziwa historia Teofilii Pytko (żona Wyspiańskiego).
Cele twórców podkreśla scenografia i kostiumy Anny Met. Są jakby poza czasem. Zarówno przestrzeń z plastikowym wodospadem, landszaftem z przetaczającymi się tabunami chmur, księżycem w pełni, kamieniem jako góry szczytu, ze starymi meblami, jak i przerysowane, jaskrawe kostiumy, karykaturalne stylizacje pomysłowo wzmacniają zmiany zachodzące w czasie, podkreślają przemianę bohaterów. Podobny efekt daje tańcząca postać, Tancerka (Karolina Kraczkowska - dobry duch dokonujących się zmian, opiekunka, przewodniczka kobiet), muzyka Enchanted Hunters (Magdalena Gajdzica, Małgorzata Penkalla), układy choreograficzne Pawła Sakowicza, postać Dudziarza (Alicja Wojnowska), figura bez właściwości. Konstrukcja wypowiedzi bohaterów, język, jakim się posługują jest szczególną, bardzo ważną charakterystyką postaci. Wszystko to odzwierciedla zawirowanie w czasie, chaos, element obcości. Symbolizuje przemianę. Potęguje wrażenie jakby nic do siebie nie pasowało, bo pochodzi z różnych porządków, kłócących się perspektyw, racji.
Druga część spektaklu to inny świat. Kobiety są wyzwolone, pewne siebie, silne. Empatyczne. To zupełnie inne osobowości. Przestają być ofiarami, uzyskują podmiotowość. Ich wzajemne relacje są serdeczne, bliskie, ciepłe. Mężczyźni przejmują ich role. Opiekują się dzieckiem, uzgadniają warunki jego wychowania (Radosław Krzyżowski w roli Janusza, Łukasz Stawarczyk jako Jontek). Ci, którzy byli słabi, biedni, wykluczeni uzyskują wyższy status. Wiodą lepsze życie. Są hardzi, wymagający, walczą o swoje. Podziały społeczne nie są widoczne. Zgromadzeni tworzą patchworkową społeczność, rodzinę. Zachowują autonomię. Wyrazistość. Mają większą świadomość siebie, własnej tożsamości, siły z niej płynącej. Wiedzą, że porozumienie można wypracować, konsensus osiągnąć, rozwiązania alternatywne zaakceptować, zmiany przeprowadzić, swoje podejście do świata, innych ludzi ciągle modyfikować. Choć nie jest łatwo, dochodzi do spięć, ostrej dyskusji. Ale wszystko jest możliwe. Najdobitniej ilustruje to końcowy taniec bohaterów z krzesłami. Wspólny śpiew w nowej HALCE, ich HALCE. Starej w ogóle nie usłyszymy, jakbyśmy mieli ją zapomnieć, wymazać, zagłuszyć. Unieważnić.
Spektakl jest nierówny. Łączenie różnych estetyk, tak wielu perspektyw może wydawać się nieuzasadnione, trudne do zrozumienia. Dłużyzny drugiej części męczą. Zaburzona dynamika, nierówne tempo, słabnące napięcie sprawia, że pojawia się momentami nuda. Imponuje natomiast pomysł sam w sobie: intrygujący, buńczuczny, ambitny. Bardzo ciekawe są rozwiązania inscenizacyjne, sposób dekonstrukcji anachronizmów i teatralna konstrukcja nowego ładu społecznego, nowego bohatera.
Teatr Anny Smolar i Natalii Fiedorczuk to przygoda. Podróż w nieznane. Propozycja powiązania czasu przeszłego z teraźniejszym, w nim konfrontowania relacji międzyludzkich, uchwycenia zmian mentalnych, podkreślenia różnic światopoglądowych, zniesienia podziałów społecznych. Nie jest to łatwe zadanie, nie jest to prosta układanka. Spektakl przeprowadza dowód postawionej tezy. Wierzy w siłę argumentów. Rozumem się posługuje i do niego odwołuje. Nie do intuicji, przeczucia, emocji. To w gruncie rzeczy teatr wykalkulowany. Ale nie bez poczucia humoru, lekkości, polotu. Programowo modeluje człowieka. Poważny ma cel do osiągnięcia - przyzwyczajenie widza do spoglądania na sztukę z różnej, nawet najbardziej karkołomnej, szalonej perspektywy. Bo to otwiera go na nowe doznania, przygotowuje na zmiany, nieoczekiwane doświadczenie. Zwłaszcza, że doskonała gra aktorów Starego Teatru zachwyca, bawi, zaskakuje a ogromna praca, zaangażowanie w projekt całego zespołu twórców imponuje. Teatralna HALKA rozsadza i na powrót scala. Za każdym razem jest to inna układanka, obraz życia tych samych bohaterów ale jednak innych, uwolnionych od stereotypu, pełnokrwistych postaci.