EN

2.03.2024, 17:08 Wersja do druku

Okiem Widza: Geniusz

„Geniusz” Tadeusza Słobodzianka w reż. Jerzego Stuhra w Teatrze Polonia. Pisze Ewa Bąk na blogu Okiem Widza.

Jerzy Stuhr (Konstanty Stanisławski) i Jacek Braciak (Stalin) w „Geniuszu” w Teatrze Polonia, fot. Tomasz Ostrowski

GENIUSZ, sztuka napisana przez Tadeusza Słobodzianka, wyreżyserowana przez Jerzego Stuhra w Teatrze Polonia przedstawia spotkanie dwóch niezwykłych ludzi: Stalina, dyktatora, tyrana, wcielonego zła systemu komunistycznego i Konstantina Siergiejewicza Stanisławskiego - aktora, reżysera, wizjonera, współzałożyciela MChAT-u, reformatora sztuki aktorskiej (tzw. "system działań fizycznych").

Dzisiaj chyba każdy wie, kim był Stalin. Natomiast wielu docieka, jak to się stało, że w swej niesławie nadal jest czczony i opłakiwany, a czasy jego rządów przez wielu są wspominane z rozrzewnieniem. Kult Stalina trwa. Ten fenomen niegasnącej miłości do oprawcy pozostaje niezgłębiony. Trudno go pojąć, zrozumieć. Słobodzianek uchyla rąbka tajemnicy. Kreśli postać człowieka, jednak człowieka, który oprócz inteligencji pozwalającej mu wykorzystać każdą okazję do umocnienia władzy, socjopatę, który na zimno, metodycznie wdraża wiedzę do swoich planów prowadzących do wyznaczonych celów. Interesuje się też kulturą, sztuką, ludźmi z nią związanymi, jest więc w tym obszarze zorientowany na tyle, by doskonalić swoją metodę zarządzania strachem. Prowadzi grę z pozycji wszechmocnego, dla efektów propagandowych dobrotliwego, przyjaznego ojca narodu, kochającego każdego obywatela, kogoś bliskiego. I taka jest rola Jacka Braciaka. Jego Stalin, ubrany w jasny garnitur, nie rozstaje się z fajką, zachowuje się swobodnie, uprzejmie, przyjaźnie, jak dobry gospodarz podejmuje Stanisławskiego, gościa nie petenta. Jednak daje do zrozumienia, że jest groźny, nie budzi wątpliwości, że decyduje o życiu i śmierci nie tylko jednostek ale całych rodzin, milionów rodaków. Uważnie słucha, powściągliwie komentuje. Przyjmuje Stanisławskiego w swoim gabinecie pełnym kwiatów (obchodził 59. urodziny dwa dni temu), ustawionych na wysokich schodach, na szczycie których króluje biurko (scenografia Natalii Kitamikado). Jednak, by podkreślić dystans do gościa, którego, jak twierdzi, szanuje i ceni, wydłuża stół konferencyjny. Ani przez chwilę nie traci kontroli. Wcześniej bardzo dobrze przygotował się do rozmowy. 

Obaj, Stalin Braciaka i Stanisławski Stuhra, z talentem, czujnością, wirtuozerią toczą walkę, pojedynek. Grają: artysta - doskonałego, nauczyciela, negocjatora, polityk - uważnego ucznia, taktyka przetwarzającego uzyskane informacje na swoją modłę. Geniusz obu pomaga im postawić na swoim. W efekcie Stanisławski ratuje Bułhakowa, Wachtangowa, Meyerholda a Stalin zyskał wiedzę na temat możliwości udoskonalenia swego wizerunku dla manipulowania ludźmi tak, by się tego nawet nie domyślali. Przy okazji poznajemy atmosferę życia kulturalnego w mrocznych czasach terroru, dzieje kariery Stanisławskiego i znanych artystów. Co interesujące, Stalin opowiada historię dziejącą się w teatrze, w którym po raz pierwszy odkrył, kim tak naprawdę jest a w perspektywie, kim może się stać. To był moment narodzin bestii. Pierwsza myśl, co chce zrobić, gdy będzie miał pistolet w ręce. Stalin Braciaka snuł te wspomnienia swobodnie, bez emocji, ale z pełną premedytacją polityka, który gra aktora przed, jak twierdzi, swoim mistrzem. Przerzucał odpowiedzialność za to kim się stał na adwersarza, bo ten był reżyserem tego spektaklu (MEWA Czechowa), a on niedojrzałym młodzieńcem. W pewnym stopniu wyjaśnia to sukces Stalina. Odkrył, że może bezkarnie usuwać wszelkie przeszkody na swojej drodze życiowej, w dodatku ma konstrukcję psychiczną, która mu na to pozwala (brak wyrzutów sumienia, kary), nie ma konsekwencji za masowe zbrodnie, przekonał się, że terror rodzi strach a sparaliżowanym nim człowiekiem sowieckim - bez wolności, odwagi, bez ducha - można skutecznie zarządzać. Posuwał się więc dalej, bo nikt, nawet on sam sobie nie wyznaczał żadnych granic.

Pozytywny obraz Stalina w tej sztuce mogłoby wielu irytować, gdyby nie były demaskowane jego umiejętności manipulacyjne. To zasługa gry aktorskiej Jacka Braciaka, samej konstrukcji postaci i kontekstów sytuacyjnych sztuki, w których główną rolę odgrywa wierny, okrutny sekretarz Stalina, Poskriobyszew, opowiadający o okolicznościach zabójstwa córek cara Romanowa oraz sceny ze służalczym, ideowo oddanym Stalinowi Kierżencewem, który perfekcyjnie relacjonuje nowinki z obszaru sztuki. Jerzy Stuhr gra ostrożnego, wyciszonego, koncyliacyjnego Stanisławskiego, który ma świadomość, że spotykając się ze Stalinem stąpa po cienkim lodzie - rozmawia z nieobliczalnym człowiekiem, nieprzewidywalnym graczem. Czujnie go obserwuje, uważnie słucha, tłumi lęk, reaguje adekwatnie na zachowanie, riposty, zawoalowane groźby Stalina. Spełnia trudną, wymagającą powściągliwości, wyczucia misję, bo pouczanie najgroźniejszego człowieka na świecie niesie ogromne ryzyko. W pewnym sensie poprawiając wizerunek tyrana zdaje sobie sprawę, że będzie współautorem jego sukcesu. A jednak czyni to, mając nadzieję, że będzie miał wpływ na Stalina i uratuje życie trzem wybitnym artystom. Może to nic przy dziesiątkach milionach ofiar terroru stalinowskiego, ale dzięki temu zabiegowi autor sztuki zdemaskował sposób myślenia i działania cara komunizmu. Monstrum, które sięga po każdego i ma wpływ na wszystko. Kieruje się własną intuicją, zachcianką, umysłem. Zaślepione nieuleczalnie eskalującym narcyzmem. 

Spektakl ten oprócz walorów artystycznych ma potencjał dydaktyczny. Poznanie mentalności drugiego człowieka, indywidualnego i zbiorowego, prowadzi do rządu dusz. Do świadomego wyboru dobra lub zła. I konsekwentnego wdrażania go w życie. Po zapoznaniu się z karierą Stalina nie można już powiedzieć, że nie wie się dokąd zło prowadzi, jak na wszystkie możliwe sposoby wykorzystuje dobro, które, podobnie jak sztuka, zależy od potęgi, ideologii, celów władzy. A ta zawsze doskonale przygotowana, na własnych warunkach performuje mniej lub bardziej szalone przedstawienie. 

Tytuł oryginalny

Geniusz. Teatr Polonia

Źródło:

Okiem Widza
Link do źródła

Autor:

Ewa Bąk

Data publikacji oryginału:

02.03.2024