EN

25.06.2023, 21:41 Wersja do druku

Okiem widza: Bros/Bracia

„Bros/Bracia” w reż. Romeo Castellucciego, teatru Societas na XXVII MFT Kontakt w Toruniu. Pisze Ewa Bąk na bogu Okiem Widza.

27. Międzynarodowy Festiwal Teatralny KONTAKT w Teatrze im. W. Horzycy w Toruniu zakończył się bardzo mocnym spektaklem BRACIA Romea Castellucciego, artysty, który przenosi widza w najwyższe rewiry sztuki. Daje mu szansę poczuć głęboko, dojmująco, czym jest prawdziwa twórczość. Ta pojemna, intensywna, szczera. Poszukująca i prowokująca. Proponuje do przemyślenia ważne tematy - zakorzenione w przeszłości, sięgające w przyszłość - przeorując krwawym śladem problemy współczesności (przemoc, uległość, akceptacja zła). Gwarantuje najsilniejsze emocje. Komponuje dźwiękowe ruchome obrazy generujące sytuacje trudne do zniesienia, oddziałujące na ciało, umysł, na zmysły. Bo raz zobaczone, przeżyte pozostają w pamięci na zawsze. Nie sposób się z nimi rozstać. Nie można je zignorować. Wyprzeć.

fot. Jean-Michel Blasco / z arch. festiwalu

Romeo Castellucci tworzy sztukę monumentalną, bogato symboliczną. Czerpie z Biblii, zapowiadając ustami Jeremiasza spustoszenie Judy i Jerozolimy, trawestuje klasyczne obrazy malarskie, posiłkuje się MOTTAMI* - przewodnikiem (spis treści), zdjęciami fotograficznymi (też moda, maniera robienia selfie), komponuje przerażające obrazy przemocy (scena bicia pałką obnażonego człowieka, waterboardingu), pokazuje mechanizmy rodzenia się i działania autorytarnej władzy chcąc wygenerować nastrój /trwającej już współczesnej apokalipsy. nadciągających cyklicznie kolejnych. Stara się, zresztą z doskonałym skutkiem, wstrząsnąć widzem, implantuje mu sprzeciw wobec tego, co ją wywołuje, konstytuuje, pozwala się rozprzestrzeniać. Artysta użył adekwatnych mocnych środków.

Sukces oddziaływania sztuki Castellucciego jest kwestią skali. Wszystko dzieje się w przestrzeni tak wielkiej, że sprawiającej wrażenie rzeczywistej, prawdziwej, w której obserwator jest w centrum, jakby się stawał głównym bohaterem-twórcą i odbiorcą jednocześnie. Jest efektem intensywności nasycenia obrazu, siły natężenia złożonego dźwięku, niejednoznaczności znaczeń otwierających się na wieloznaczność sensów, sekwencji akcji wciągającej w głąb sygnalizowanych, wzmacnianych ze sceny na scenę tematów, umiejętności sublimacji warsztatowej twórcy, Castelluciego, która generuje w efekcie sugestię - nastroju, tematu, ujęcia - tak silną jak syreni śpiew biorący w swe władanie tych, który nie mogą nie ulec jego urokowi, sile oddziaływania, włada zmysłami widza tak skutecznie, że prowokuje myśl - pytanie: jak to jest możliwe?

fot. Jean-Michel Blasco / mat. festiwalu

Tak dzieje się i tym razem. W olbrzymiej, zamglonej przestrzeni strzelają długimi, głośnymi seriami automaty obracające się wokół własnej osi. Jest pusto, tylko publiczność, na widowni pozostaje rzeczywistym celem pozostającym pod obstrzałem. Cała reszta, cokolwiek by to nie było, rodzi się i pozostaje w domyśle. Dźwięk świszczących kul, spadających łusek trwa tak długo, by móc odnieść nie tylko wrażenie ale mieć pewność, że przeszywają każdego po wielokroć. Niemożliwe, by kogokolwiek pominęły. A jednak żyjemy. Może w innym już życiu, w innym wymiarze, w innej rzeczywistości. Na przykład tej teatralnej Castelluciego-demiurga, jego sugestywnej, biorącej w swe władanie od pierwszej chwili, wizji. Pierwsza scena jest początkowym ale równie dobrze może być obrazem końcowym. Jest przyczyną i skutkiem. Metaforą bezosobowej przemocy, gwałtu, mordu, symbolem wywierania presji, zastraszania, manipulacji. Praprzyczyną uległości i podporządkowania mającego swe źródło w lęku przed śmiercią i pragnieniu przetrwania. Nieuniknionego.

fot. Jean-Michel Blasco / z arch. festiwalu

W następnej scenie znów dominuje mroczna, zamglona pustka. Słychać tylko rytmiczny stukot. Nadciąga nieznane. Tym razem wyłania się z niej brodaty starzec w białej szacie z kijem w ręku. To on wybija rytm wiecznego wędrowca, Jeremiasza, proroka, przewodnika. Starzec wysypuje biały proszek z rękawa i wciera go w swoją twarz. Zaczyna się opowieść. Właściwie o czym? O umiejętności sztuki oddziaływania na nas, ludzi, twórczości wszelkiej działającej w służbie historycznie cyklicznej, systemowej przemocy i reakcjach na nią, o jej strażnikach, tu policjantach, posłusznie wykonujących nawet najbardziej kontrowersyjne rozkazy. Ale również o tym, jak łatwo człowiek indywidualnie i zbiorowo ulega sugestiom, jak bez oporu podporządkowuje się zaleceniom, rozkazom, jak bez oporu stosuje przemoc, jak trudno przychodzi mu sprzeciwienie się jej stosowania. Bo reżyser wciela w życie projekt, który jest bardzo ciekawym eksperymentem. Zatrudnia tylko trzech aktorów (Valer Dellakeza, Luca Nava, Sergio Scarlatella) oraz dużą grupę rekrutowanych statystów, którzy wykonują na scenie ściśle określone polecenia, są całkowicie moderowani. Zdumiewające jest to w jak krótkim czasie udaje się Castolluciemu w nowym miejscu prezentacji sztuki przygotowanie przypadkowych osób, zsynchronizowanie ich zachowania na scenie w ciągle zmieniającej się, skomplikowanej akcji. 

fot. Jean-Michel Blasco / z arch. festiwalu

Spektakl oparty jest na ekstremalnych kontrastach: mrocznej ciemności (niebyt, zło, niewiadoma, tajemnica) i światła (Bóg, życie, odkrywanie, akt tworzenia), dominującej bieli i czerni przełamywanej czerwienią krwi, dźwiękach naturalnych (świerszcze, odgłosy burzy, nawałnicy, rumoru) i mieszających się, walczących z nimi napierającymi odgłosami mechanicznymi (potężniejące, rytmiczne uderzenia o niewyobrażalnej sile pałką), statusu zwykłego człowieka, słabej jednostki, i przedstawiciela władzy, np. silnej formacji mundurowej, dominacji pewnej siebie władzy i paraliżującego strachu, bezsilności, profesjonalnych aktorach i amatorach, kostium (mundur, szata, worek) i nagość (bezbronność, szczerość, nic do ukrycia, jestem jaki jestem), najwyższej kultury i barbarzyństwa, sile fotografii i potędze ikonicznych obrazów. Opozycja wytwarza silne napięcie. Polaryzuje. Jest dodatkowym, mocnym środkiem ekspresji, który winien wywołać przewidzianą w tym projekcie bezpośrednią reakcję publiczności. Bo ta jest również prowokowana, zastraszona jak w tym momencie gdy jest otoczona przez szwadron policji w asyście wielkich, groźnych psów. Wszyscy - w swej różnorodności, złożoności, uwarunkowaniu - jesteśmy statystami, wszyscy jesteśmy BRAĆMI; umarli, ich duchy, my, żywi, i ci, którzy przyjdą po nas. Całe splątanie dobra ze złem świata jest w każdym z nas. Castellucci dowodzi, jak łatwo przychodzi człowiekiem manipulować (religia, ideologia, władza, sztuka, interes, itd.), jak szybko można go przekonać, oszukać, omamić, by czynił zło, często, bardzo często w imię wyższego dobra. I tak człowiek sam sobie, człowiek człowiekowi, brat bratu gotuje los. Zły, podły, nieludzki los.

W inscenizacji Castellucciego kumuluje się poczucie beznadziejności położenia, mentalności ludzkiej prowadzącej ją przez czas ciągle w szatach nowej formy, z jądrem ciemności tak mrocznym, pierwotnym, silnym, że światło tylko konkretyzuje jego kształt, sens, skalę rażenia. Ujawnia bezsilność, uległość, niemoc. Istotę. Człowiek jest od urodzenia formatowany, tresowany, sterowany, życie to test na człowieczeństwo gwałcone przez agresję, przemoc, presję. W spektaklu tym człowiekiem jest bohater, który zdejmuje swe ubranie, mundur-kostium, rolę społeczną, by w swej obnażonej postaci być każdym z nas. Oto jest jaki jest. Pałowany przez policjanta, przed chwilą swego brata, bezbronny, skatowany, pokonany pada na ziemię. Scena jest tak długa, dźwięk uderzeń tak głośny, że w końcu rezonuje w każdym z nas. Obraz zniewolenia, krótka historia kata i ofiary, którym w zależności od sytuacji może być każdy, nikogo jednak nie prowokuje do zamanifestowania sprzeciwu. Nikt nie zareagował. Bo jesteśmy do tego przyzwyczajeni, oswojeni z bólem rezygnowania z siebie. Bo zło i dobro jest potencjalnym wyborem, tak jak podporządkowanie i uległość. Pozostaje pytanie, czy można używać wolnej woli, czy może jest ona narzędziem wzbudzania wstydu, obciążania winą, piramidalnym oszustwem, majstersztykiem iluzji. Ostatnia scena nie pozastawia złudzeń. Na scenie rodzi się nowy przywódca, kolejna władza, kolejny początek, może zapowiedź apokalipsy. Historia zatoczyła koło. Co z tym potencjałem emocji, wiedzy widzowie zrobią? 

BRACIA to spektakl mocny, wyrazisty, bez światłocienia relatywizmu, z reżyserem demiurgiem precyzyjnie zawiadującym symboliczną całością. Jak maszyna w sztuce, tak on w teatrze decyduje o wszystkim. Aktorzy, statyści ale i odbiorcy - przewidywalni, sterowani, posłuszni - stają się jego twórczą materią. Przypomina, o czym doskonale wiemy, co wypieramy, bagatelizujemy, zapominamy, Światłem z mroku, dźwiękiem z ciszy, emocją z letargu budzi uśpione człowieczeństwo braterstwa.

Jeśli będziecie mieli okazję, doświadczcie - kiedyś, gdzieś - Castellucciego metafizyki sztuki totalnej. Sprawdźcie, czy na pewno istnieje, czy naprawdę działa. Teraz była, działała. Warto było znaleźć się w jej epicentrum. Bardzo warto.

*Nie możesz mówić przeszłości, co ma robić
Musisz negocjować ze zmarłymi
Nie wiedzą, co robić? Więc kopiują
Nie mają pomysłów? Wtedy znajdują materiał Nie mogą znaleźć materiału? Wtedy używają siebie
Strona widzialna jest niczym bez strony niewidzialnej
Celebrowanie tego, co marginalne, utrzymuje centrum w stanie nienaruszonym
O kurze i jajku

Źródło:

okiem-widza.blogspot.com
Link do źródła

Autor:

Ewa Bąk