„To ja może się położę” wg tekstów Artura Andrusa, Michała Chludzińskiego i Roberta Górskiego pod opieką reżyserską Jerzego Jana Połońskiego, koprodukcja agencji Green Production Katarzyny Zielińskiej i Teatru Komedia w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
Już wielokrotnie pisałem, że za najtrudniejszą formę teatralną uważam monodramy, czyli jak to się obecnie nazywa spektakle solowe. Na swojej małej scenie, Teatr Komedia zainaugurował sezon 2024/2025 takim właśnie przedstawieniem. Tytuł jest dosyć prowokujący – „To ja może się położę”. Występuje w nim Katarzyna Zielińska. Tekst prozą napisał Robert Górski, autorami piosenek są Artur Andrus i Michał Chludziński. Oprócz Katarzyny Zielińskiej na scenie widzimy i słyszymy jeszcze muzyków: szefa zespołu – Marcina Partykę (fortepian), Kubę Szydło (perkusja), Piotra Filipowicza (kontrabas) i Piotra Aleksandrowicza (gitara). Słyszymy nie tylko dźwięki wydawane przez instrumenty na których grają, ale również ich głosy, albowiem aktywnie uczestniczą w dialogach z bohaterką. Jest jeszcze jedna bardzo ważna uczestniczka przedstawienia. To Katarzyna Adamczyk (Kaśka), główna interlokutorka Zielińskiej, skrywająca się prawie cały czas w kulisie, pojawiająca się na scenie tylko na chwilę.
Całość wymyślona jest bardzo pomysłowo. Widz obserwuje aktorkę (Katarzynę Zielińską) w czasie ostatniej próby z muzykami, na chwilę przed wpuszczeniem publiczności na widownię.
Zielińska przez ponad godzinę szaleje na scenie pokazując pełnię swych zdolności aktorskich. Właściwie robi wszystko, co artyści oferują widzom. W jej wykonaniu słyszymy nie tylko tekst mówiony, ale również znakomicie interpretowane piosenki. Te interpretacje są totalne, bo to nie tylko modulacje głosu, ale wspaniałe etiudy aktorskie, często zahaczające wręcz o zdolności cyrkowe. A już stanie na głowie i śpiewanie, powoduje euforię na widowni. I słusznie!
A ja przyznam się, że zostałem trochę zaskoczony treścią tego monodramu. Pozytywnie! Bo okazało się, że jest to właściwie wiwisekcja zawodu aktorskiego. Do bólu szczera i bez upiększeń. Zielińska pokazuje zarówno plusy, jak i minusy tego zawodu. Tych ostatnich wydaje się być nawet więcej. Cały spektakl nabiera bardzo osobistego wydźwięku, a przez to ogromnie zyskuje na autentyczności. A ponieważ te wątki ukazujące ciemne i jasne strony aktorstwa przeplatane są jako się rzekło, rewelacyjnymi piosenkami, to na widowni co i raz słychać brawa, a na koniec publiczność odwdzięcza się artystce (artystom) standing ovation.
„To ja może się położę” jest spektaklem zwodniczym. W pierwszej chwili wydaje się lekki, łatwy i przyjemny. I tak można go też odbierać. Jednak ja proponuję Państwu nie zatrzymywać się na tych – co przyznaję z całego serca – super rewelacyjnie wykonanych, super rewelacyjnych tekstach piosenek: o mężu nazwiskiem Nowak; o intymnych relacjach z muchą czy krytyku teatralnym (sic!). To są te przepyszne delicje dodane do prawdziwego dania, jakim jest opowieść o blaskach i cieniach bycia aktorką i łączeniu tego zawodu z życiem prywatnym!
Polecam ten monodram wszystkim. W szczególności uzależnionym podglądaczom social mediów! Czytelnikom „pudelków” i tzw. kolorowych czasopism też! Mam dla nich druzgocącą informację – prawdziwy świat nie wygląda tak, jak tam jest przedstawiany (znakomita etiuda Zielińskiej z robieniem selfie!), tylko tak jak pokazuje to Katarzyna Zielińska pod opieką reżyserską Jerzego Jana Połońskiego w „To ja może się położę” w Teatrze Komedia. To lekcja zadana do domu, do przemyślenia!