EN

8.12.2022, 12:31 Wersja do druku

Okiem Obserwatora: Świństwo

„Świństwo” Marie Darrieussecq w reż. Adama Sajnuka z Teatru WARSawy w CSW Zamek Ujazdowski w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.

fot. Rafał Meszka

W ramach nadrabiania zaległości teatralnych, tym razem obejrzałem „Świństwo”, które w listopadzie 2021 r. miało premierę w Teatrze WARSawy. Mocna rzecz…

…nawet w roku 2022, czyli prawie ćwierć wieku (23 lata) od ukazania się debiutanckiej powieści pod tym samym tytułem, napisanej przez wówczas 27-letnią, wojującą feministkę. O emocjach, które targały autorką świadczy tempo w jakim napisała swoją pierwszą powieść - sześć tygodni. Trzeba pamiętać, że działo się to lata świetlne przed me too i obecnymi czasami, w których rządzi wszechobecna, wszelaka poprawność. Nic dziwnego, że powieść natychmiast zdobyła światowy rozgłos, który skutkował przetłumaczeniem jej na około czterdzieści języków. W samej Francji książka sprzedała się, w zależności od źródeł, od 600 tys. do miliona egzemplarzy. W ostatniej dekadzie ubiegłego wieku to była sensacja i super hit. Po tym oszałamiającym sukcesie, Darrieussecq nie zmieniła swoich poglądów i nadal uważa się za aktywną feministkę, a w swych powieściach porusza tzw. tematy tabu, głównie związane z seksualnością kobiet. Tylko, chociaż jej kolejne powieści zdobywają prestiżowe nagrody, to daleko im do drapieżności czy otoczki skandalu, a nawet perwersji, otaczającej debiutancką powieść. No i nakłady już nie takie.

Dobrze jest mieć tę wiedzę, gdy ogląda się „Świństwo” w Teatrze WARSawy. W spektaklu występuje piątka artystów: czwórka aktorów - Ada Dec, Justyna Fabisiak, Angelika Kurowska i Konrad Żygadło oraz Szymon Linette – multiinstrumentalista, zapewniający oprawę muzyczną na żywo. 

Spektakl jest poruszający, znakomicie zagrany przez młody zespół. Trzy panie, multiplikując jedną bohaterkę, wysyłają jasny przekaz: sprawa nie dotyczy jednostkowego przypadku. To jest problem większości kobiet na całym świecie. Jaki problem? 

No właśnie o tym jest według mnie ta powieść i ten spektakl. W alegorycznej formie pokazuje różne etapy kobiecego życia, widziane oczami wojującej feministki, pod koniec ubiegłego wieku.

Zaczyna się od wczesnej młodości, gdy ciało jest „świeże”, przyciąga wzrok innych (mężczyzn – wiadomo z jakiego powodu, ale i zazdrosnych koleżanek), cały świat stoi otworem, jest radość z odkrywania świata i nowych doznań. Nic tylko brać i korzystać! 

Dosyć szybko okazuje się, że w tym świecie obowiązują wilcze prawa, za wszystko trzeba płacić, a każdy dzień to właściwie wyścig szczurów. A gdy jest się młodą kobietą, jest dużo trudniej, bo trzeba jeszcze „wyglądać”, a te wszystkie kremy, szminki, pudry, no w ogóle kosmetyki, plus ciuszki, kosztują i to nie mało. Nawet gdy zdobędzie się dobrze płatną pracę to trzeba bardzo się starać, żeby jej nie stracić. No i to „staranie” przybiera czasami postać obleśnego szefa, fałszywego przyjaciela, ale bywa też bogatą klientką.

Strasznym jest fakt, że z biegiem czasu te początkowo epizodyczne „starania” stają się coraz częstsze, a w końcu zaczynają być regułą. Lata lecą, potrzeba coraz więcej kremów, szminek, podkładów itp. a i „obwody” zmieniają się, super ciuchy chyba kurczą się w praniu, bo już nie bardzo można się w nie wcisnąć i zaczyna się kwadratura koła. Trzeba coraz bardziej się starać, żeby nadążyć za rosnącymi wydatkami. No i jeszcze jeden czynnik – ludzki. Już nie działa urok świeżości, już to co było wyskokiem, przygodą czy epizodem, raptem, nie wiadomo kiedy staje się rutyną, wręcz obowiązkiem wymaganym od nas przez innych. A piękne wspomnienia pozostają i często, nawet patrząc w lustro, nie chce się widzieć zmian. Jeszcze częściej nie przyjmuje ich do wiadomości głowa! Ale jak mówią Czesi: „To se ne vrati”. Nawet pomimo podejmowania czasami rozpaczliwych, a nawet uwłaczających wysiłków.

fot. Rafał Meszka

W „Świństwie” trzy aktorki (Ada Dec, Justyna Fabisiak, Angelika Kurowska), grające jedną bohaterkę/narratorkę, objawiają się publiczności jak przyciągające wzrok super modelki. To forma. Ale treść też jest pogodna. Są przecież na początku swojego dorosłego życia, przepełnione radością ze wszystkiego co je spotyka. Tak zaczyna się spektakl. Niestety bardzo szybko następuje pęknięcie w tym optymistycznym obrazie, chociaż jeszcze szybciej zaistniałą sytuację, narratorka sama sobie oswaja konstruktywnie. Do głowy jej nie przychodzi, że ten kompromis jest pierwszym, ale nie ostatnim i jest początkiem jej zguby.

W czasie trwania spektaklu, bohaterka w trzech postaciach, przechodzi wstrząsającą transformację. Słowa uznania dla twórców: Marty Dąbrowskiej (charakteryzacja); Katarzyny Adamczyk (kostiumy) i Adama Sajnuka (reżyseria), że potrafili bardzo prostymi środkami osiągnąć tak znakomite efekty przemiany!

Oczywiście „grają” nie tylko kostiumy i charakteryzacja! Wszystkie panie pokazują całą gamę umiejętności aktorskich, a ich przemiana od radości i młodzieńczego spontanu, poprzez szarzyznę codzienności, aż po wgniatający w fotel końcowy etap, jest naprawdę fascynująca. Mnie szczególnie poruszył wątek z „niewidocznością”, „przezroczystością”, spowodowaną wiekiem i zmianami fizycznymi.

I to jest według mnie główne - ALARMUJĄCE - przesłanie „Świństwa”, oglądanego prawie ćwierć wieku od ukazania się powieści: właściwie nic się nie zmieniło!!! 

Całe szczęście, że współczesne dziewczyny są coraz bardziej odważne i świadome, a młode pokolenia chłopaków też. Bo w tych starszych rocznikach bywa różnie. Zarówno z paniami, jak z panami!

Dobrze, że w warszawskich teatrach pojawia się coraz więcej spektakli poruszających wątki uznawane jeszcze do niedawna za tabu czy kontrowersyjne. Po obejrzeniu „Świństwa” zostaje w głowie dużo materiału do przemyśleń i otwiera się dużo klapek. Optymistyczne jest to, że widownia była pełna! Czyli jest zainteresowanie! I tego życzę Teatrowi WARSawa w czasie następnych spektakli.

Źródło:

Materiał nadesłany