„Superprodukcja, czyli kręcimy Krzyżaków” wg scen. i w reż. Michała Paszczyka w Scenie Relax w Warszawie. Pisze Krzysztof Stopczyk.
Jako warszawiaka, z dziada pradziada, zbulwersowała mnie ostatnio decyzja Naczelnego Sądu Administracyjnego na mocy której, budynek dawnego kina Relax, a od 2020 r. Sceny Relax, został wykreślony z rejestru zabytków, tzn. z Gminnej Ewidencji Zabytków, do której wpisano go w 2019 r. Obecnie nie jest chroniony przed zakusami deweloperów, którzy już kilka lat temu rozgłaszali w mediach swoją chęć wyburzenia tego budynku zakorzenionego w warszawskim pejzażu od ponad pięćdziesięciu lat. W efekcie tego wyroku istnieje realne zagrożenie dla kilku charakterystycznych budowli w Warszawie (w tym m. in. Relaxu). Cała nadzieja w Warszawskim Konserwatorze Zabytków. Oby zadziałał szybko i skutecznie!
Jak na razie Scena Relax działa i to jak! 27 października 2023 r. odbyła się premiera sztuki „Superprodukcja, czyli kręcimy Krzyżaków” wyreżyserowanej według własnego scenariusza przez Michała Paszczyka. Ponieważ produkcje Relaxu powstają z myślą o graniu ich również na wyjazdach, więc „Superprodukcja …” ma w pełni dublowaną obsadę. Na spektaklu oglądanym przeze mnie wystąpili: Urszula Dębska jako Aktorka, rekwizytorka, Wodzianka, Danusia; Alan Andersz jako Aktor I; Wojciech Błach jako Aktor II; Łukasz Konopka jako Producent i Jacek Lenartowicz jako Reżyser. Następnego dnia grali: Barbara Kurdej-Szatan, Alan Andersz, Bogdan Kalus, Rafał Szatan i Jakub Wieczorek.
„Superprodukcja czyli kręcimy Krzyżaków” zapowiadana była jako komedia. To najprawdziwsza prawda! Od siebie dodałbym jeszcze, że jest to ostra satyra i to wielowątkowa, bo właściwie wszystkie oglądane postacie potraktowane są przez autora w sposób niesłychanie zjadliwy. Tak samo, jak zwyczaje i stosunki panujące „za kulisami” branży filmowej.
Bo w „Superprodukcji…” pokazany jest proces powstawania filmu i wszystkie najważniejsze osoby biorące w nim udział: producent, reżyser, zespół aktorski, zespół techniczny.
Najsympatyczniej wypada garderobiana (nazywana przez producenta „szmaciarą”) i rekwizytorka (zachowująca zdrowy rozsądek) – w obydwu rolach Urszula Dębska. Pani Urszula gra jeszcze Aktorkę i Danusię z Krzyżaków i tu już nie jest tak miło. Autor, będący równocześnie reżyserem, znakomicie wymyślił te postacie, a Dębska równie znakomicie je zagrała. Nie wiem, czy wszystkie artystki oglądające to przedstawienie będą zadowolone z zachowań Aktorki granej przez Dębską, ale ja miałem ogromną frajdę oglądając (i słuchając) ją na scenie.
Alan Andersz i Wojciech Błach grający Aktorów są absolutnie naturalni w swych zachowaniach i dysponują ogromnym potencjałem komediowym. Prawie każda scena z ich udziałem wywoływała gromki śmiech na widowni, chociaż w ich przypadku czasami był to śmiech radosny, ale czasami chichot pokrywający zażenowanie. To wynikało oczywiście z zachowań postaci granych przez nich.
Zupełnie inaczej rzecz się miała z Producentem granym przez Łukasza Konopkę i Reżyserem odtwarzanym przez Jacka Lenartowicza. W ich przypadku był to śmiech wynikający z ich karykaturalnych zachowań, które zwykłemu bywalcowi sal kinowych nie mieszczą się w głowie.
Producent to prostak, hucpiarz, prymityw kulturowy i kulturalny, cwaniak, buc, w bardzo elegancki sposób można go nazwać imieniem jednego z synów Noego. Jednak to on właśnie rozdaje karty w czasie produkcji z tej prostej przyczyny, że dysponuje pieniędzmi. I dzięki temu wszystko może! Konopka gra tę odrażającą postać w sposób mistrzowski i nawet na chwilę nie pozostawia widza obojętnym w stosunku do swoich zachować. A są one czasami tak absurdalne, że wywołują wybuchy śmiechu. Tak samo jak lapsusy językowe, poprawiane cały czas przez Reżysera. Z kolei ta postać, początkowo sympatyczna, z każdą minutą spektaklu staje się coraz bardziej żałosna... Głównie na jej przykładzie pokazana jest niszczycielska siła pieniądza. A precyzyjniej, co wykształcone i inteligentne jednostki są w stanie zrobić w sytuacji tzw. braku kasy. W efekcie, to właśnie Reżyser wywołuje na widowni uśmieszki i westchnienia zażenowania.
Dlatego oprócz nazwania „Superprodukcji…” komedią (potwierdzam – słusznie!), dodaję jeszcze ostrą satyrę.
Bardzo spodobała mi się konstrukcja sztuki, bowiem akcja sceniczna przeplata się z narracją wygłaszaną przez grających „na biało”, czyli tak jakby prywatnie. Na krótkie chwile zamieniają się w narratorów zapowiadających i komentujących mającą nastąpić akcję czy wręcz podających informacje o sobie. To zaskakujący, ale bardzo ciekawy zabieg autorsko-reżyserski.
Na koniec jeszcze uwaga techniczna. Nie jestem zwolennikiem mikroportów, nazywanych często „madonnami” (od Madonny, która rozpowszechniła ten rodzaj mini mikrofonów bezprzewodowych). Jednak Scena Relax to ogromna sala, na ok. 600 osób i mniej więcej od jej połowy spora część widzów mogłaby mieć problemy z usłyszeniem kwestii padających ze sceny. I tu mistrzostwo świata! Zespół używa mikroportów, a ustawienie dźwięku jest perfekcyjne, słyszalność z każdego miejsca znakomita i co najważniejsze, widz w ogóle nie ma wrażenia, że słyszy dźwięk z głośników. Jest on tak wyregulowany, że ma się złudzenie słuchania aktorów bezpośrednio, a to zdecydowanie zwiększa komfort i przyjemność oglądania spektaklu.
Mam nadzieję, że wspomniany na wstępie wyrok sądowy nie spowoduje żadnych zawirowań w działalności tej bardzo ciekawej sceny, która oferuje warszawiakom imponującą ofertę repertuarową. Mogą się Państwo o tym przekonać osobiście. Jest w czym wybierać!